12 mar 2017

Zamknięcie? Zawieszenie?

Jak widać w tytule.

Znaki zapytania ze względu na zwrot do was. Dacie znak życia? Czy może mamy po prostu zamknąć?

Pytanie również do pozostałych adminek.

Więc nie, to nie zamknięcie, raczej pytanie, co mam robić.

//Brook.

21 lut 2017

Od Ragnara Lothbroka

Pasją wygrywania... Z dnia na dzień pragnienia rosną, bycie normalnym obrzydza mnie, zapewne nie tylko mnie. Jednym wystarczy odnaleźć spokój w życiu codziennym, a mnie to nie wystarczało, nadal czegoś mi brakło. Zacząłem poszukiwania nowej sfory opuszczając starą osadę i wszystko co za tym idzie. Podróże bywają męczące dla zwykłych osobników, wzrokiem pędziłem przed siebie, lecz w ciele zachowując stoicki spokój, moje oczy szukały osad do złupienia. Na mym boku widniała pochwa z dość długim mieczem i plecak na grzbiecie, przy odziany byłem w skórę owniętą paskiem, przy którym była ów pochwa na miecz, jako iż na dłuższe wyprawy samo futro może być za małe. Zacząłem biec ku większej osadzie, przyłożyłem nos do ziemi i zaciągnąłem się zapachem, wyraźnie wyczułem zapach psów, zamyśliłem się, lecz nie trwało to długo, bo mój wzrok został przyciągnięty przez jednego z psów, wydawało mi się, że to strażnik, wyszedłem więc przed niego.
- Kim jesteś? - Podszedł do mnie osobnik wręcz podnosząc ton.
- Ragnar Lothbrok. - Odpowiedziałem z uśmiechem i przewracając oczami.

<Ktoś, coś? >

19 lut 2017

Przegląd Miesięczny #1

Spóźniony, ale jest.

Statystyki

W tym miesiącu [styczeń] udało nam się opublikować 88 postów, najbardziej przyczynił się do tego Dante będąc najbardziej aktywnym (otrzymujesz 15SK).
Niestety musimy pożegnać Ayano oraz Poetę, którzy nie mają czasu na pisanie opowiadań.
Odchodzi również Dakota, z powodu braku aktywności bloga.
Pragnę powiedzieć na ten temat, że brak aktywności nie bierze się znikąd, a nie będziemy zmuszać członków do pisania opowiadań, zaś osoby, które tą aktywność utrzymywały, miały akurat nieobecność, ale jak tam uważasz.

Zawsze możecie ponownie do nas dołączyć!

Nowości

Pojawiło się parę nowych przedmiotów na Targu
  • Kupon
  • Pęk kluczy
  • Immortality
W zakładce Zadania można odnaleźć specjalne, dzięki któremu możemy posiadać towarzysza.

Powstał również pierwszy fanart, narysowany przez autorkę Dantego. Został odpowiednio wynagrodzony, jego oszczędności zwiększyły się o 20SK.


Do poprawy

FORMULARZE
  • Cole - musisz uzupełnić historię


REZERWACJE

  • Arbuz :3 - dwa zdjęcia nie działają; musisz je odnaleźć i wstawić raz jeszcze, o ile wciąż chcesz je mieć w rezerwacjach
  • Avie kitty - jedno (jedyne xx) zdjęcie nie działa, nadeślij je raz jeszcze, o ile wciąż chcesz je mieć w rezerwacjach
AKTYWNOŚĆ

  • DieselRagnar Lothbrok i Vitani - od momentu dołączenia nie napisaliście żadnego opowiadania. 

W tym miesiącu nikt nie ponosi konsekwencji powyższych niedopatrzeń.


Fabuła

Odwiedziła nas pewna wilczyca, która zgubiła swoich podopiecznych [event - Loteria]. Nie udało nam się odnaleźć wszystkich na czas, przez co nasza sfora, pomimo dobrych chęci i poszukiwań niesfornych maluchów, ma w jej watasze negatywną opinię. Możemy spodziewać się w każdej chwili ataku z ich strony, nie wiadomo, do czego są zdolni.

Inne

Kochani, trochę nam blog podupadł, więc rozesłałam przypomnienie o tym, że nadal istnieje. Event szybko stracił wasze zainteresowanie, a z tego powodu zwracam się do was z prośbą o to, abyście napisali, co chcielibyście, aby zostało do bloga dodane. Również przepraszam za moją przedłużoną nieobecność, jednak była ona nieunikniona i nie z mojej winy.
//Brooklyn.

28 sty 2017

Od Indili do Poety

Siedziałam sobie i się nudziłam.Nic się nowego nie działo.Postanowiłam sobie pobiegać.Właśnie tak zrobiłam.Niestety,zapuściłam się gdzieś,nie wiedziałam gdzie.Ujrzałam szare futro.Już miałam się przywitać z psem,lecz to wcale nie był pies.To był wilk! Wilk! Trzęsły mi się łapy ze strachu.Ale zamiast stchórzyć,powiedziałam do wilka:
-Czego chcesz?! Znajdź kogoś w swoim rozmiarze! Co z ciebie za twardziel,skoro atakujesz małe suczki?!
Wilk warknął w odpowiedzi i zbliżył się.Ja też warknęłam.Nie miałam zamiaru się poddawać
-Czego chcesz?!!-Powtórzyłam,po raz setny warcząc.Wilk również.Widać było,że się wkurzył,lecz był nieco zdziwiony moją odwagą.Tak właśnie miało być.Ale ten wredny wilczur się nie poddawał,dokładnie tak jak ja.Już,już miał mnie ugryźć,ale nadbiegł ktoś o szarym kolorze.Bałam się że to drugi wilk.Ale tym razem to był wielki pies.Zaczął warczeć i donośnie szczekać.Przyłączyłam się,lecz mój szczek był bardziej piskliwy.Wredny wilczur,z początku się nie zrażał,lecz potem wyraźnie miał dość naszego ujadania i sobie poszedł.
-Dziękuje.-Powiedziałam do nieznajomego.-Jestem Indila.
Poeta?

26 sty 2017

Wyniki Loterii!

Mijały sekundy, minuty, godziny i dni, a wciąż nie wszystkie szczeniaki pozostały odnalezione. W pewnym momencie Nathalie nie mogła już dłużej czekać, musiała wracać do watahy. Siedem małych wilków: Kashmira, Victor, Leviathan, Samantha, Garry, Ruth i Belle zostało uznane za martwe. Pozostała ósemka miała powrócić do swoich razem z opiekunką, która mimo i tak sporej pomocy odeszła ze złym nastawieniem do naszej sfory. Nie wiadomo, co przekaże swojej watasze i jak na tym wyjdziemy, jednak dotrzymała obietnicy, jeśli chodzi o nagrody.

Tak, kochani, w ten oto sposób kończymy pierwszy event. Chyba pora na najdłużej wyczekiwany moment, czyli losowanie nagród. 

Nagrody Złote, które kryły się pod tymi numerkami:

2. Pęk kluczy - klucz uniwersalny oraz 10ZK i 5SK (otrzymuje Dante)
5. 50ZK (otrzymuje Zuzanna)
7. Immortality (otrzymuje Brooklyn)
8. Kupon (otrzymuje Ayano)
14. Dowolna nagroda z kategorii złotej, srebrnej lub brązowej. (otrzymuje Oscar)

Nagrody Srebrne, które kryły się pod tymi numerkami:

1. Pęk kluczy - klucz zwykły średni (otrzymuje Brooklyn)
4. 10ZK i 50SK (brak zwycięzcy)
9. Pęk kluczy - klucz magiczny mały (brak zwycięzcy)
12. Eliksir Farleat oraz 5ZK (brak zwycięzcy)
15. Dowolna nagroda z kategorii srebrnej lub brązowej. (otrzymuje Dante)

Nagrody Brązowej, które kryły się pod tymi numerkami:

3. Dowolna nagroda z kategorii brązowej. (brak zwycięzcy)
6. Pęk kluczy - klucz zwykły mały (brak zwycięzcy)
10. 15SK (brak zwycięzcy)
11. 10SK (brak zwycięzcy)
13. Eliksir Charlue (otrzymuje Indila)

Gratulujemy wszystkim zwycięzcom!
Osoby, które otrzymały możliwość wybrania dowolnej nagrody prosimy o skontaktowanie się z administracją.

24 sty 2017

Od Brooklyn cd Dantego - Loteria (Luka)

 - D..dobra.. - wydukałam wciąż lekko zszokowana.
Biłam się z myślami. Z jednej strony wolałabym iść o własnych siłach, w końcu samiec również był ranny, a ja swoją wagę miałam. Z drugiej, zapewne nie dałabym rady, a w ten sposób dotrzemy szybciej do Packu. Poza tym jego sierść była taka miękka, taka wygodna... Podskoczyłam, kiedy samiec odrobinę przyśpieszył kroku. Odruchowo objęłam go łapami, aby nie spaść. Nie skomentował tego, więc zostawiłam w ten sposób i wtuliłam się w niego. Oczami wyobraźni niemalże widziałam, jak przewraca oczami, jednak wciąż zachowywał milczenie. Uśmiechnęłam się lekko, czego widzieć nie mógł. Po dłuższym czasie panująca cisza zaczynała działać mi na nerwy, przez co byłam zmuszona ją przerwać.
 - Wataha Krwawej Nocy... Myślisz, że bylibyśmy w stanie ich zniszczyć? - spytałam.
 - Zapewne mają przewagę liczebną, więc nie. - odparł oschle.
 - Fakt, nasza dwójka nie da rady, sfora również póki co do liczniejszych nie należy, poza tym nie powinnam ich w to mieszać. Mimo wszystko myślę, że mogłabym udać się na jakiś zwiad, odnaleźć ich i wydobyć cenne informacje... - zamyśliłam się.
 - Na pewno nie w obecnym stanie. - warknął.
 - Co ty się tak o mnie martwisz? - mruknęłam.
Nie było mi dane poznać odpowiedzi, aczkolwiek przyjemne ciepło rozprzestrzeniło się po moim całym ciele. Dalsza wędrówka odbyła się bez rozmów. W pewnym momencie podjęłam decyzję o zrobieniu przerwy. Zaczęło się ściemniać, a samiec zapewne potrzebował chociaż trochę odpoczynku, pomimo tego, że nie wykazywał nawet najmniejszych oznak zmęczenia. Głównie ze względu na niego chciałam się zatrzymać, w innym wypadku nie pozwoliłabym na to za żadne skarby. Kiedy w końcu postawił mnie na ziemi, postanowiłam poszukać nam czegoś do jedzenia, ale skończyło się to bliższym zetknięciem z glebą. Natychmiast pies pojawił się z powrotem koło mnie pod nosem marudząc, że tym razem nie zdążył mnie uratować.
 - Głupio mi z tym, że potrzebuję ciągłej podpory. Jestem takim zbędnym balastem. - westchnęłam cicho.
 - Wyliżesz się z tego. - odpowiedział spokojnie.
 - Ale póki co jestem kłopotem. Przepraszam. - wbiłam wzrok w ziemię.
 - Nie mów tak. - jego głos był zimny i stanowczy.
Zdecydowałam się nie odzywać, jednak w myślach wciąż przeklinałam te cholerne rany.
 - Idę coś upolować. - oznajmił tuż po rozpaleniu ogniska, po czym zniknął zostawiając mnie pod w miarę rozłożystym drzewem.
Ukryłam łeb w łapach. Czułam się jak kula u nogi, spowalniacz... Przegryzłam wargę. Wtedy do moich nozdrzy dotarł nieznany zapach. Odruchowo cała się spięłam. Chciałam wstać, aby ukryć się wysoko w gałęziach i z góry móc obserwować okolicę, jednak nie było mi to dane. Syknęłam, kiedy po raz kolejny moje ciało zderzyło się z twardym podłożem.
 - Proszę proszę, co my tu mamy? - usłyszałam.
Trudno było nie wyczuć drwiny ukrytej w tych sześciu słowach. Gwałtownie obróciłam łeb i obnażyłam kły. Mym oczom ukazał się wilk mniej więcej mojego wzrostu, oczywiście kiedy stałam. Moja pseudo postawa wojenna wzbudziła w nim śmiech.
 - W ten sposób się nie obronisz, pchlarzu. - rzekł rozbawiony.
 - Mów tak dalej, a stracisz życie szybciej, niż zdążysz mrugnąć. - powiedziałam przez zaciśnięte kły.
 - Ah tak? - po tych słowach podszedł do mnie.
Warknęłam, kiedy odważył się mnie kopnąć.
 - Nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę, ale atakowanie rannych jest ciosem poniżej pasa, śmieciu. - wydusiłam między kolejnymi uderzeniami.
 - Takie gnidy, jak wy, nie zasługują na nic więcej. - złośliwy uśmieszek wdarł się na jego pysk.
 - Zostaw ją.
Wzrokiem powędrowałam do Dantego, który wręcz kipiał ze złości. Przeciwnik uważnie przeanalizował wygląd mojego przyjaciela. Zapewne zdał sobie sprawę, że jest dużo mniejszy i nie ma zbytnio szans. Przeklinając cicho pod nosem postanowił się go posłuchać i odszedł w stronę, z której przyszedł.
 - Nic ci nie jest? - samiec odłożył na bok martwego jelenia i podszedł, aby mnie zbadać.
Przez chwilę nawet zapomniał zamaskować troskę, którą było widać na jego pyszczku.
 - Raczej nie. - skłamałam, chociaż ból, jaki mi doskwierał świadczył o czym innym.
Skrzywiłam się, kiedy Dante delikatnie mnie dotknął.
 - Wcale. - warknął.
Właśnie w ten sposób dorobiłam się kolejnych opatrunków, a całą pozostałą drogę do Packu, czyli kolejne parę dni, przebyłam na grzbiecie samca. Dopiero pod koniec, już na naszych terenach byłam wystarczająco silna, aby nie przewracać się na każdym kroku.
 - Poczekaj chwilę. - poprosiłam, kiedy byliśmy już u stóp Śnieżnych Gór.
Podobny obraz
[...]Jak się po chwili okazało, siedział pod nią mały[...]
Moją uwagę zwróciło poruszenie się najbliższej choinki. Jak się po chwili okazało, siedział pod nią mały, przerażony wilk. W pierwszej chwili byłam zaskoczona, później przypomniało mi się, że przecież wciąż trwają poszukiwania szczeniaków watahy.
 - Chodź, mały. Zaprowadzę cię do opiekunki. - uśmiechnęłam się przyjaźnie.
Ku memu zaskoczeniu, młode nawet się nie zastanawiało, od razu podeszło do mnie.
 - Dante, leć już do jaskini, ja muszę udać się do Nathalie. - zwróciłam się do samca.
Pies kiwnął łbem na zgodę. Obróciłam się i powoli zaczęłam odchodzić z maluchem.
 - Brook..? - usłyszałam.
Poruszyłam łbem w stronę, gdzie stał Dante i spojrzałam na niego pytająco. Po jego minie widziałam wyraźną niepewność, ale otworzył pyszczek.
 - Przyjdź do mnie, jak go odprowadzisz. Chcę z tobą porozmawiać. - wymamrotał.
Skinęłam głową na zgodę i posłałam mu delikatny uśmiech, następnie ruszyłam razem z, jak się później okazało, samicą.
 - Luka! - głos opiekunki słychać było z daleka, najwyraźniej tylko czekała, aż ktoś do niej przyjdzie.
Zdecydowałam się zostawić je z resztą szczeniaków i udać się do Dantego. Ciekawość zżerała mnie od środka. O czym takim chciał porozmawiać? Denerwował się, kiedy prosił, ja również zaczęłam, odkąd zaczęłam o tym myśleć. Przekraczając próg jego jaskini przełknęłam ślinę.

Dante? O czym takim chcesz porozmawiać?

Opowiadanie zaliczone [samej sobie xd] //Brooklyn

Event - drobne zmiany

Ponieważ zainteresowanie (mini)eventem spadło praktycznie do zera, postanowiłam odrobinę zmienić zasady.

Po pierwsze: można znaleźć w jednym opowiadaniu więcej, niż jednego malucha (liczba wymaganych słów wzrasta do sumy słów napisanych przy każdym z maluchów).

Po drugie: znika ograniczenie w postaci maksymalnie dwóch wilków na dobę, w związku z czym również można odnaleźć dwa wilki tej samej klasy (np dwa srebrne w jednym opowiadaniu).

Po trzecie: jeżeli do czwartku (26.01.2017) wciąż pozostaną nieodnalezione szczeniaki, event zostanie ukończony. Oczywiście wpłynie to na fabułę w przyszłości (relacje naszej sfory z ową wymyśloną watahą).  Maluchy zostaną uznane za martwe, a wadera odejdzie niezadowolona.

//Administracja.

22 sty 2017

Od Dakoty CD Oskara

Przecież mógł tak od razu powiedzieć, a tak wyszłam na skończoną idiotkę. Czego chciałam uniknąć. Nic nie odpowiedziałam tylko szłam za samcem.
- Żyjesz tam? - zapytał nie obracając się
- Nie
Pies się zatrzymał i popatrzył na mnie i po chwili znów zaczął iść przed siebie na co ja się tylko zaczęłam cicho śmiać.
- Co cię tak śmieszy? - powiedział głośno
- Nic - odpowiedziałam opanowując się w końcu
Szliśmy i szliśmy, aż w końcu dotarliśmy do jakiegoś lasu.
- Chyba nic mi nie zrobisz za to że cię wystraszyłam? - odsunęłam się od samca
Ten tylko westchnął i wywrócił oczami.
- W miejscu, w którym aktualnie się znajdujemy jest Stara Puszcza. Dzięki gęstej roślinności jest to miejsce idealne, aby schować się przed wrogami, lecz nie jest tak kolorowo, bo jest też to miejsce niebezpieczne i nie można tu przebywać szczeniakom. W lesie jest dość mokro i jest wiele bagien, dzięki czemu łatwo jest się poślizgnąć i wpaść do takiej o to sadzaweczki pełnej błota - pokazał łapą wchodząc na jedno z drzew, które było pochylone nad bagnem i miało na sobie dość dużo mchu
Przez ostatnie dni było bardzo deszczowo, a cała woda zgromadziła się w mchu.
- Nie wiem czy to dobry pomysł, abyś wchodził na to drzewo. Możesz spaść - usiadłam z uśmiechem
- Wiem trochę więcej od ciebie, więc jak możesz to słucha co mówię i pamiętaj, aby nigdy nie wchodzić na takie drzewa - zatrzymał się mówiąc do mnie
Szedł jeszcze kilka kroków i ten ostatni nie był zbyt fajny. Kiedy postawił łapę, a raczej nie wiedział gdzie to robi, bo był tak zajęty opowiadaniem mi o lesie. Jego łapa delikatnie się zsunęła i przez to wpadł do bagna rozchlapując błoto na wszystkie strony. Ja ledwo dałam radę usiedzieć bez śmiechu, ale kiedy Oskar wyszedł nie mogłam i pękłam ze śmiechu przewracając się na ziemie i trzymając za brzuch łapami. Był cały w błocie i wyglądał dosłownie jak potwór błotny. Widać było mu tylko oczy.
- Dzięki, że wytłumaczyłeś mi, że nie można chodzić po drzewach. Przecież mówiłam, żebyś tam nie wchodził - wydusiłam z siebie nie przestając się śmiać
Samiec głośno westchnął i zaczął się otrzepywać przy okazji mnie brudząc.
- No co ty robisz?! - krzyknęłam zła
- Nic - uśmiechnął się
Miał szczęście, że tylko trochę mnie ubrudził. Nie powiedział mi gdzie idzie, ale pomyślałam, że pewnie umyć, bo też bym to zrobiła na jego miejscu. Powędrowałam za nim i kilka minut później wyszliśmy z puszczy. Czułam ciepły wiatr i ogólnie było ciepło. Oskar podszedł do jakiegoś jeziora i szybko do niego wskoczył. Kiedy wyszedł w końcu wyglądał jak przed kąpielą w bagnie. Otrzepał się, a jego sierść zaczęła się elektryzować i stanęła jak dęba. To był już drugi powód do śmiechu. Nie mogłam i ponownie wybuchłam niekontrolowanym śmiechem. Samiec zrobił tylko złą minę i po chwili z jego sierścią było już wszystko okej. Miałam nadzieje, że po tych wydarzeniach będzie dalej chciał mnie oprowadzać. Powiedział tylko, abym szła za nim, więc tak zrobiłam. Przechodziliśmy obok różnych miejsc, ale się nie zatrzymywaliśmy. Oskar milczał i to mi nie pasowało. Postanowiłam przerwać tą ciszę.
- Mam pytanie? - uśmiechnęłam się
- Jakie? - słyszałam w jego głosie, że powiedział to niechętnie
- Dlaczego jesteś taki mały? Nawet ja jestem od ciebie większa, a w końcu jestem samicą - wiedziałam, że może to go zdenerwować, ale chciałam się trochę z nim podroczyć

Oskar? Może być? xD

21 sty 2017

Od Indili CD Dantego

Przestraszyłam się trochę.Chwyciłam za ostry kamyk i przecięłam linę.
Dante się uwolnił.Podziękowałam mi cichym  "Dziękuję".
-Nic ci nie jest.-Zapytałam go z lekkim strachem.
-Raczej nie.-Wymamrotał mi w odpowiedzi.
Szybko wyruszyliśmy dalej do sfory.Ja stwierdziłam że muszę już raczej wracać do domu.
Pożegnałam się z nimi poszłam do domu.Dante był dla mnie bardzo miły.Długo o nim myślałam.
Postanowiłam że jutro go odwiedzę.Miałam nadzieję że się ucieszy.
Dante? Kolejny raz przepraszam że tak krótkie :c




20 sty 2017

Od Dantego CD Brooklyn

Trochę zakłopotany sytuacją pokiwałem głową na boki. Nie wiedziałem co zrobić w takiej sytuacji, więc siedziałem i czekałem aż Brooklyn puści. W oczekiwaniach jednak trwało to za długo więc po prostu odwzajemniłem delikatnie.
- Zjedź coś - burknąłem, odsuwając się. Brok popatrzyła na mnie chwilę po czym kiwneła głową i poszła coś zjeść. Ja położyłem się tam gdzie wcześniej i patrzyłem przed siebie. Byłem zamyślony i podsumowywałem podjęte decyzje. To było długie parę dni...
- Powinniśmy już wracać. - powiedziała znad jedzenia moja towarzyszka - Nie ma nas już całkiem długo. - dodała, lekko zmarwionym głosem. Wzruszyłem ramionami. Gdy tylko się rozjaśniło ruszyliśmy w drogę, tym razem powoli, ponieważ Brooklyn wciąż kołysała się na nogach. Odmawiała jednak dalszego odpoczynku, więc nie miałem szczególnego wyboru. Musiałem tylko pilnować by nie upadła, ponieważ jej stan był poważny. Szliśmy cały dzień, a mi udało się ją namówić by na noc się zatrzymać i przeczekać najgorszą ciemność. Podczas naszego drzemania, lekko już wybudzony, zauważyłem że zakażona rana bardzo brzydko zaczeła wyglądać. Wstałem natychmiast i korzystając z tego że jeszcze śpi wybiegłem by poszukać odpowiednich ziół. Tylnia łapa bardzo mnie piekła, w końcu ja też jeszcze się nie wylizałem ze swojej nieuwagi. Gdy znalazłem trochę ziół które mogą służyć za opatrunek wróciłem do mojej towarzyszki, która właśnie wstała. Zdziwiła się, że gdzieś poszedłem, jednak ja szybko położyłem zioła koło niej, po czym jedną łapą przytrzymałem jej głowę do ziemi.
- Może zaboleć - powiedziałem niespokojnym głosem, po czym wziąłem w pysk zaostrzony kamyczek, który znalazłem w jaskini której się zatrzymaliśmy. Zacząłem oczyszczać ranę, a Brok leżała z zaciśniętymi zębami i piszczała. Zrobiło mi się jej strasznie żal, jednak wiedziałem że to trzeba zrobić, a gdybym wcześniej jej o tym powiedział, bardzo by się zdenerwowała. Kiedy zabieg doszedł do końca opatrzyłem świeżą ranę i poszedłem się napić.
- Już? - szepneła Brooklyn, ocierając łapkami łzy. - Mogłeś ostrzec - mówiła dalej.
- Nie mogłem - syknąłem, ciągle jednak zmartwiony. - Teraz musisz odpocząc... parę godzin przynajmniej. - odpowiedziałem, a ona popatrzyła przerażona.
- Nie możemy czekać aż tak długo! - warknęła, próbując wstać. Rana była akurat na łopatce, więc nie udało jej się i upadła. Tuż przed tym zdążyłem ją złapać. Westchnąłem, więdząc że będzie próbować wstawać dalej i muszę coś wymyślić. Po chwili powoli wpakowałem towarzyszkę na moje plecy, po czym odrobinę kulejąc ruszyłem w stronę sfory.
- Tylko mi się nie wierć. - ostrzegłem szorstko.

Brok?

19 sty 2017

Od Brooklyn cd Dantego

Obraz powoli zaczynał mi się wyostrzać. Znajdowałam się w jakiejś jaskini, obok mnie leżała miska z wodą, ryba i jakiś zając czy tam królik. Zanim zaczęłam zastanawiać się, jakim cudem, kątem oka dostrzegłam sylwetkę psa po drugiej stronie. Zacisnęłam kły. Powróciły do mnie wszystkie emocje sprzed omdlenia. Gwałtownie podniosłam się z ziemi, czego natychmiast pożałowałam. Świat zawirował, a przynajmniej tak odebrał to mój mózg robiąc mi przed oczami cudowną karuzelę. Podłoże zaczęło przybliżać się do mnie w zaskakująco szybkim tempie, a przynajmniej na początku mi się tak wydawało, bo to ja upadałam. Czas wydawał się zwolnić. Nim zaliczyłam bliższe spotkanie z glebą, poczułam jak ktoś ratuje mnie od lądowania. Trzymał mnie swoimi silnymi łapami, dopóki nie odzyskałam równowagi. Wzrok miałam wbity w ziemię. Wymruczałam ciche podziękowanie. Z jednej strony chciałam rzucić mu się do gardła, wygarnąć wszystko, wyżyć się, dać upust zebranej przy kłótni złości... Z drugiej zaś ogarnął mnie ogromny żal i powstała gula w gardle. Powstrzymywałam cisnące się do oczu łzy. Teraz, kiedy był tu ponownie, ciężej było mi na niego przeklinać w myślach. Powoli docierał do mnie, że cały ten gniew był spowodowany tym, że on chciał odejść. Niebywałe, w jak krótkim czasie można się do kogoś przywiązać. Dante odsunął się ode mnie, a ja poczułam pewnego rodzaju pustkę.
–Gdzie Trafalgar? - spytałam ostrożnie, nie chcąc urazić ani odstraszyć psa.
–Poszedł. - odpowiedział.
–Dlaczego nie ruszyłeś z nim? - podniosłam wzrok, a wtedy nasze spojrzenia się spotkały.
–Uświadomił mi coś. - powiedział niewyraźnie.
–Czy to znaczy... Że wracasz ze mną do Packu? - nie miałam wystarczająco odwagi, aby dłużej na niego patrzeć.
–Tak. - rzekł krótko.
Ciężar, jaki wisiał nade mną odkąd Dante miał odejść właśnie zniknął powodując na moim pysku cień uśmiechu. Chwiejnym krokiem zbliżyłam się do niego. Przez chwilę zachowaliśmy pewną odległość nawiązując jedynie kontakt wzrokowy, jednak długo tak nie mogłam. Podeszłam bliżej i przytuliłam samca. Przyjemne ciepło rozeszło po moim ciele od pyszczka po sam koniuszek ogona. Nigdy bym mu nie przyznała, że tęskniłam za tym. Przez chwilę samiec był za bardzo zdezorientowany, żeby w jakiś sposób zareagować, ale później się to zmieniło.

Dantee? Reakcja pozytywna, czy może raczej negatywna? xx

Od Dantego CD Indila

- Musimy jeszcze kawałek przejść, żeby dotrzeć spowrotem do sfory. - mruknąłem, trochę zaspany. Ruszyłem powoli, patrząc jak promyki słońca delikatnie wychodzą zza gałęzi i liści starych drzew. Westchnąłem cicho, ponieważ czułem się dobrze w takiej atmosferze. Z zamyśleń wyrwał mnie głos Indili.
- Spokojnie tu, prawda? - powiedziała, chcąc rozpocząć kolejną rozmowę.
- Bardzo - mruknąłem - Musimy tylko uważać by znowu nie zgubić drogi. - dodałem.
- Racja, racja. - kiwneła, potwierdzając moje słowa. Uśmiechneła się w moją stronę a ja chcąc nie chcąc odwzajemniłem to bardzo delikatnie. Kroki mieliśmy trochę wolne, jednak nie mogłem się dziwić, w końcu Indila bardzo śmiesznie przebierała swoimi łapkami. To nie duży pies, więc i tak cieszyłem się że nie idzie to wolniej. Podróż była długa i nagle poczułem że mój brzuch zaczyna być głośniejszy z każdą minutą. Moja towarzyszka na pewno była równie głodna co ja.
- Zaczekaj tu. Pójdę coś złapać i zaraz do Ciebie wrócę. - burknąłem, a sunia uciadła tam gdzie stała. Ruszyłem ze ścieżki trochę na bok, żeby upolować króliki, które czułem tu już od jakiegoś czasu. Nie myliłem się, znalazłem dwa całkiem spore, więc szybko się na nie zaczaiłem. Złapanie tych dwóch nie było trudne, biegałem szybciej niż te małe. Otrzepałem się szybko po polowaniu po czym poszedłem w stronę ścieżki, gdzie czekała Indila. Kiedy zobaczyłem ją między drzewami, dumnie pokazałem zdobycz. Zamerdała do mnie ogonem, jednak zaraz usłyszałem sznur ocierający się o drzewo. Próbowałem jak naszybciej wyskoczyć z miejsca gdzie stałem, ale w tym momencie spora sieć uwięziła mnie na wysokości gałęzi. Sunia podbiegła do mnie przestraszona.
- Dante, nic Ci nie jest? - zawołała głośno, patrząc w moją stronę.
- Mnie nic. - odpowiedziałem - Jednak muszę wymyślić jak się stąd wydostać - syknąłem, bardziej do siebie niż do niej. Rozejżałem się dookoła, próbując znaleźć jakiś ostry przedmiot w okolicy.
- Posłuchaj Indila - powiedziałem, próbując wyplątać łapy z sieci. - Musisz znaleźć coś ostrego i pomóc mi przeciąć sznur koło twoich łapek! - dokończyłem a sunia popatrzyła na napięty sznur koło jej łapek. Próbowała go przegryźć, jednak był mocno przeplatany i zajeło by to za długo.
- Ostrego? - popatrzyła na mnie ze zdziwieniem.
- Tak, kamyczek z ostrym brzegiem na przykład. - tłumaczyłem, po czym zająłem się kolejną próbą uwolnienia się.

Indila?

Od Dantego CD Brooklyn

- A idź w chol*rę! - wrzasnąłem w ostatniej sekundzie za nią, pełen wściekłości i żalu, nie wydawało mi się jednak żeby to usłyszała. Chwile stałem dysząc, najeżony w stronę w którą uciekła sunia. Była głupia i naiwna, myśląc, że porzuciłbym własnego ojca, dla jakieś głupiej bandy pod jej przywództwem. Zacząłem przeklinać ją w myślach, jednak poczułem dziwne drżenie łap. Być może powiedziałem za dużo, za ostro dla niej. Z moich przemyśleń wyrwał mnie głos ojca, patrzącego w moje oczy, bez żadnych emocji.
"We feign opulence
just to get by
Put on false confidence
just to feel alive
They cant hur't me anymore
There's nothing left to break of me
There's nothing left to take from me
"

Wypowiedział to, nucąc melodię dobrze mi znaną. Popatrzyłem w ziemię, ponieważ straciłem poczucie co powinnienem robić. Zawsze robiłem to, co ojciec mi kazał, wykonywałem każdy jego rozkaz, a dzięki temu czułem że muszę to robić, to co on ode mnie wymaga.Z tego wszystkiego zacząłem się gubić, tracić zmysły. Upadłem na śnieg, nerwowo tarzając się i tłukąc o przypadkowe przedmioty. Trafalgar ciągle patrzył na mnie bez wyrazu oraz nie wypowiedział już żadnego słowa po tym. Kiedy się uspokoiłem trochę, patrzyłem w niego, leżąc  wyczerpany, już prawie omdlały.
- Co mam robić? - powiedziałem słabo, czując że oczy skłaniają się ku płaczu. Mój ojciec nic nie odpowiedział, tylko poszedł usiąść pod drzewo. Tak bardzo chciałem już odejść, pójść tam gdzie mnie prowadził tak długi czas. Nie zgubić go po raz drugi, chodzić za nim krok za krok. Podszedłem do niego, powtarzając pytanie, a ojciec wzdechł, wyraźnie poirytowany. Usiadłem przed nim.
- Zrób to z czego są mniejsze konsekwencje Dante. - odpowiedział, prostując się.
- Konsekwecje? - mruknąłem, zaczynając się zastanawiać co miał na myśli.
- Jeśli pójdziesz za mną, ona Cię znienawidzi. Prawdopodobnie. - syknął w moją stronę. - Nie lubiłem Broken Heart gdy się poznaliśmy. Była... problematyczna, przynajmniej dla mnie. - warknął, wspominając to w myślach.
- Więc dlaczego wtedy wstrzymywałeś za nią pościg? - poczułem że się we mnie gotuje. To co mówił Trafalgar nie kleiło mi się w głowie. Skoro miał do niej takie nastawienie, więc czemu naraził swój kark?
- Daj skończyć. - skarcił mnie, a ja położyłem uszy za siebie. - Kiedy ktoś dotrzymuje Ci towarzystwa zaczynasz się przyzwyczajać. Jesteś bardziej gadatliwy, więc nie wiem czemu jeszcze nie pobiegłeś za nią. - na te słowa zrobiłem zdziwioną minę i poczułem że złość znowu mi wraca.
- Bo nie chciałem jej towarzyszyć, ani uziemić się w jakiejś sforze! - warknąłem głośno, patrząc w ziemię oraz na łapy ojca.
- Idiota. - odpowiedział mi spokojnie ojciec, a do mnie dotarło że ma rację. Plan się zmienił wtedy gdy po raz pierwszy się oddaliłem. Poczułem że gorąc wstydu przebiega mi po kręgosłupie.
- Przepraszam ojcze. - wyszeptałem, znów czując że mam łzy w oczach.
- Ja pobiegłem za Broken i to nie raz. Ona za mną też. - dodał, wyraźnie upokorzy tym co sam zrobił. Westchnąłem głośno, po czym wstałem. Przytuliłem się do Trafalgara i chwile stałem w jego cieple. Zawahałem się, ale ostatecznie oderwałem się od ojca i pobiegłem w stronę w którą uciekła moja towarzyszka i ruszyłem za jej tropem na śniegu. Biegłem znacznie szybciej niż ona, więc miałem nadzieję że szybko ją dogonię. Nagle wszystko się zatrzymało, a ja z piskiem upadłem na ziemię. Chwilę ogłuszony leżałem, jednak wstałem najszybciej jak mogłem, a potem popatrzyłem za siebie. Moja łapa utknęła w sidłach. Perfekcyjnie. Warcząc i sklomląc na zmianę uwolniłem się od niepotrzebnego opuźnienia i nie mysląc dużo poszedłem dalej, kulejąc i zostawiając za zobą zakrwiawione ślady. Liczyło się teraz znalezienie Brook i wytłumaczenie całej tej sytuacji. Ku mojemu przerażeniu znalazłem ją - omdlałą na ziemi, brudną od błota i krwi. Strasznie się przestraszyłem i zacząłem sprawdzać jej funkcje życiowe. Była bardzo osłabiona, ale żyła. Wtedy za mną pojawił się mój ojciec, patrząc na mnie z góry. Pomógł mi zapakować Brooklyn na grzbiet i odprowadził do jaskini. Rozpalił ogień tak jak ja poprzednim razem gdy musiałem ogrzać sunię i pomógł mi ją opatrzeć, a następnie opatrzył mnie. Siedziałem do niego przytulony, dopóki nie zapadł mrok i zostawiając mi parę ryb i dwa króliczki odszedł w ciemność lasu, nie obracając się za siebie. Leżałem smutnie wpatrzony, czując jak oczy mi się szklą. Musiałem czuwać nad Brok, była poważnie ranna, oraz doszło do zakażenia jednej rany, a ja nie miałem odpowiednich ziół by tego się pozbyć. Wiedziałem że jeśli zaropieje, będę musiał to oczyścić czymś ostrym, a to nie będzie przyjemne.
Następnego dnia zacząłem od zmieniania opatrunków i wtedy zauważyłem że sunia się wybudza. Odłożyłem ją delikatnie, kładąc koło niej rybę, królika oraz małą misę z wodą, którą zabrałem ze sobą na początku podróży. Odsunąłem się powoli, kładąc po drugiej stronie jaskini z podkulonym ogonem.

Brok? Ojć... Też się rozpisałam troszku :x

Od Indili CD Dantego

Zatrzymałam się.Mój wzrok wędrował na ziemię.Wstydziłam się.Tego,że boję się ciemności.Na pewno będzie się nabijał.
-Ja..-Nie miałam odwagi dokończyć.
-Co się stało?-Zapytał mnie zdziwiony.
-Boję się ciemności!! I nie obchodzi mnie że będziesz się nabijał!!!!!!!!-Ryknęłam w końcu.
Ale Dante wcale się nie śmiał tylko spojrzał na mnie dziwnie.
-A czemu miałbym się nabijać?-Zdziwił się.
-N-nie ważne.-Westchnęłam.-Możemy na chwilę stanąć?
Skinął głową.Powędrowałam do kamienia,żeby się na chwilkę położyć.
Zasnęłam.Jakieś 20 minut później Dante mnie obudził.Naładowałam się energią więc miałam siłę pójść dalej.
-Którędy idziemy?-Zapytałam go.
Dante??

18 sty 2017

Od Brooklyn cd Dantego

Chociaż w duchu starałam się zachować spokój czułam, że nie byłam już w stanie.
–Właśnie, że mój! - obnażyłam kły.
Z mojego gardła wydobyło się ostrzegawcze warczenie, jednak samiec nic sobie z tego nie robił, wręcz przeciwnie, parsknął śmiechem. Cudem powstrzymywałam się od rzucenia się na niego. Wprawdzie był silny i zapewne również zwinny, jednak nie znał moich umiejętności. Przecież udało mi się wyrwać z jego uścisku. Byłam młodsza i niemalże każdego dnia miałam swój mały trening, więc fizycznie byłam sprawna, jak i również silna. Pies był starszy. Mógłby mnie przewyższać siłą, lecz nie szybkością. Zresztą miałam swoje taktyki, których nauczyła mnie dawno temu mama. Pomagały mi one wyjść bez szwanku po spotkaniu z niedźwiedziami i innymi niebezpiecznymi istotami. Po dłuższej analizie tego typu byłam skłonna rozedrzeć bezczelnemu owczarkowi gardło, ale powstrzymały mnie dwie rzeczy. Po pierwsze, chciałam dowiedzieć się więcej o mamie, a zabicie aroganckiego samca uniemożliwiłoby mi to. Po drugie, to był ojciec Dantego. Gdybym go odesłała do zaświatów, zapewne on nigdy by mi nie wybaczył, ba, sam by zniszczył mnie. Nie chciałam, żeby rozrzucał moje ciało w furii. Zamknęłam oczy i wzięłam głębszy wdech, a wypuszczając powietrze policzyłam do dziesięciu. Dopiero po tym ponownie otworzyłam je i zabrałam głos.
–Nazywasz się Trafalgar, jesteś wrednym, sarkastycznym gburem. Należałeś do Pack Dog Heaven i przyjaźniłeś się wtedy z suczką Border Collie, Broken Heart. Dogryzaliście sobie, ale gdy któreś z was potrzebowało pomocy, drugie rzucało wszystko, co miało do roboty, aby tylko jej udzielić. Często przesiadywałeś w zamku, jeść najbardziej lubiłeś ryby. Moja mama... - podkreśliłam to słowo, aby udowodnić moje bliskie pokrewieństwo z nią –...zaś uwielbiała przesiadywać na drzewach i poruszać się po nich, ponieważ nauczył ją tego bliski przyjaciel, Despero, a wiedzę tą przekazała mi. Była na stanowisku mordercy, oraz w pewnym momencie jako beta. Inną z jej bliskich osób była suczka, czarna labradorka Maneki-Neko, alfa w tamtych czasach. Mama miała wiele blizn z nielegalnych, psich walk, które należały do jej przeszłości. Również okrutne w niej było to, że jej pierwszym partnerem był nijaki Breed. Zdobył jej zaufanie, był z nią prawie od jej urodzenia, a później zdradził. Myślisz, że przekazałaby te informacje byle komu? Jedyne, o czym nie mam pojęcia, to o moim ojcu, ponieważ nigdy nie chciała nic mi na ten temat zdradzić. - zakończyłam swoją wypowiedź uważnie obserwując reakcję Trafalgara.
Owczarek przez dłuższą chwilę milczał analizując każde moje słowo. W międzyczasie uważnie mnie obserwował, zapewne szukał więcej podobieństw między mną, a nią.
–Gdzie teraz jest, w takim razie? - spytał lekceważącym tonem, chociaż po oczach było widać ostrożność.
–Zakopana między korzeniami jej ulubionego drzewa. - odpowiedziałam lodowatym głosem –Jakiś czas temu została zabita. Obok jej rozszarpanego ciała został jedynie krwawy ślad głoszący, że zemsta została dokonana.
Samiec poruszył się niespokojnie. Smutek, jaki przez chwilę wymalował się na jego pysku świadczył o tym, że zabolała go ta wiadomość. Może nie był aż takim gburem, za jakiego go wzięłam?
–Co chcesz wiedzieć? - starał się spytać oschle, jednak wykryłam drżenie w jego głosie.
Czyli w końcu mi uwierzył. Przyznam szczerze, że kamień spadł mi z serca. Chociaż nie darzyłam go sympatią, mógł mi bardzo pomóc, a do tego potrzebne było właśnie jego zaufanie, nawet małe.
–Kto ją śledził? Przed kim uciekałyśmy? Nigdy nie poruszyła tego tematu. Nigdy nie wspominała, że nasza wędrówka ma cel inny, niż odnalezienie terenów sfory. Dopiero Dante mi to uświadomił.
–Wataha, cała wataha. O ile się nie mylę, nazywali się Wataha Krwawej Nocy. Naraziła się dawno temu, kiedy wielokrotnie broniła innego przyjaciela. Była odważna, postawiła się im wszystkim. Mieli przewagę liczebną, a ona pozbawiła życia przywódcę grożącego jej bliskiemu, po czym wydostała się z ich obozowiska bez szwanku. Wiedziała, że będą ją ścigali, ostrzegałem ją. - mruknął niezadowolony.
Kiwnęłam łbem na znak, że przyswoiłam wiedzę.
–Dziękuję, nawet nie wiesz, jak mi pomogłeś. - uśmiechnęłam się słabo.
Samiec mruknął pod nosem coś o tym, że robi to tylko dla niej.
–Nie chciałbyś wrócić do Packu? Miałbyś stały dom, w dodatku Dante byłby w pobliżu. - zaoferowałam.
–Broniąc Broken, również naraziłem się wilkom. Moje ciągłe przemieszczanie się nie jest bez powodu. - odparł oschle.
–Pójdę z tobą! - niemal wykrzyknął Dante, który dotychczas siedział cicho.
Niemalże czułam, jak grunt obsuwa mi się pod łapami, a przynajmniej moja psychika tak to odebrała. Przerzuciłam wzrok na towarzysza, który jak gdyby nigdy nic się do niego przymilał.
–D..Dante.. - szepnęłam.
–Od początku wiedziałaś, że już z tobą nie wrócę, jeżeli go odnajdziemy. - powiedział, jakby to było oczywiste.
–Nic takiego nie mówiłeś. - syknęłam.
–Ale wiedziałaś to. - bronił się.
–Zostawisz wszystko?! Sfore?! Mnie?! - czułam rosnący we mnie gniew mieszany z frustracją.
–Zrobiłabyś to samo! - warknął.
–Nie, bo nie jestem pi*przoną egoistką! - wykrzyczałam.
–Mówisz tak tylko dlatego, że twoja matka jest już martwa i nigdy jej nie spotkasz! - odgryzł się.
Nie byłam w stanie mu na to odpowiedzieć. Bezskutecznie usiłowałam powstrzymać wypływające z oczu łzy. Patrzyłam pusto na Dantego. Coś we mnie pękło. W klatce piersiowej doskwierał mi ból, jakby moje serce zostało rozerwane. Mina psa momentalnie się zmieniła z wściekłej na przerażoną.
–Brook, ja... - zaczął.
–Idź ze swoim ojcem.
Nigdy wcześniej nie przybrałam tak nieprzyjemnego tonu, jak tym razem.
–Brooklyn... - zrobił krok w moją stronę.
–Odejdź! - teraz zaś głos zupełnie mi się załamał.
Odwróciłam się na pięcie i zaczęłam biec przed siebie. Nie widziałam, w którą stronę zmierzam, na dodatek miałam rozmyty obraz. Nie obchodziło mnie już, czy ktoś albo coś po drodze może mnie zabić czy też złapać albo zadać obrażenia. Nie obchodziło mnie nic. Starałam się uciec przed cierpieniem, chociaż doskonale wiedziałam, że to niemożliwe. To jedno zdanie zraniło mnie tak, jak nic ani nikt nigdy wcześniej. Boleśnie uświadomił mi stratę, o którą i bez tego się obwiniałam. Nigdy jednak nie odważyłam się wypowiedzieć na głos, że nigdy jej już nie spotkam.
Zatrzymałam się dopiero, kiedy nie miałam już siły. Potknęłam się o wystający korzeń. Zaryłam pyskiem o ziemię. Nie dałam rady się podnieść. Byłam brudna i podrapana przez gałęzie. Miałam wiele drobnych ran w miejscach, w których zetknęłam się ciałem z naturą, a mianowicie na wszystkich kończynach, bokach i łbie. W niektórych miejscach moja sierść pozlepiała się od krwi i potu. Zamknęłam zmęczone ciągłym płaczem oczy.

Dante? Dłuższy, depresyjny rozdział xx

Od Dantego CD Ayano

W głębi czułem, że z tej umowy nie wyniknie nic dobrego, nie dla mnie. W najgorszym wypadku mogła by mnie prosić bym załatwiał jakieś jej pierdoły, albo potraktować mnie jak posłańca. Cicho jednak podejrzewałem, że na nic się jej nie przydam a umowa wygaśnie w jej pamięci. Teraz jednak musiałem się skupić na przeniesieniu tych wszystkich kości.
- Dziękuję - mruknąłem z całym bagażem jakim zdołałem unieść. Wciąż bardzo intrygowało mnie, czy ma ochotę rzucić się na mnie, a nie mogłem tego ocenić przez jej nietypowy ton wypowiedzi. Wszystko mówiła tak obojętnie. W normalnych warunkach pewnie nikt by się tym nie przejął, ale jednak jako medyk i doświadczony już z różnymi typami psów, to jeszcze z kimś takim się nie spotkałem. Kiedy dotarliśmy do mojego miejsca w Skrzydle Szpitalnym, ja zacząłem porządkować kości, układając je z miejsca na miejsce. Ayano położyła to co trzymała po prostu w przejściu i była gotowa odejść.
- Znasz moje stanowisko. A ty, na jakim jesteś? - rzuciłem pytaniem, przywracając jej uwagę.
- Jestem morderczynią. - odpowiedziała mi. "Nie dziwię się" mruknąłem do siebie, przypominając sobie jej wcześniejszy brutalny atak na sarnę.
- Nie żebym Cię poprawiał... - zacząłem, trochę zamyślony. - ... Ale nie musiałaś aż tak agresywnie zaatakować ofiary. Wystarczy uderzyć w punkt witalny. - mówiłem już prawie nie myśląc, patrząc raz w dziennik, raz na kości. Nie zwróciłem uwagi że mogłem ją poirytować. Kiedy zdałem sobie sprawę z tego co robię natychmiast się obróciłem w jej stronę.
- Oczywiście twoja metoda jest równie skutecznia - dodałem, lekko się uśmiechając. Ayano przewróciła oczami, a ja wróciłem do kości.
- Rozumiem że nie ma niczego w czym mogłbym pomóc teraz? - czując że gadam sam do siebie zapytałem, chodziaż tak naprawdę nie miałem ochoty odrywać się od obecnego zajęcia.
 - Jeszcze nie. - prychnęła. Kiwnąłem głową na znak że dobrze, po czym czytałem uważnie dziennik. Usłyszałem stukot psich pazurów o podłoże, więc uznałem że sunia zbiera się do wyjścia. Żeby nie być nie miłym postanowiłem się obrócić i pożegnać, jednak gdy tylko obróciłem łeb zauważyłem że Ayano stoi tuż koło mnie, patrząc w dziennik. Podskoczyłem na łapach zaskoczony, a zaraz szybko się otrzepałem i starając utrzymać zimny ton zapytałem
- Jest tu coś interesującego według ciebie? - po czym powoli, łapą przysunąłem go za siebie.

Ayano?

Od Dantego CD Indila

Posłałem jej tylko szybkie spojrzenie, udając że mam jakiś pomysł, mimo że jakoś nie wpadało mi nic do głowy. Zacząłem przekręcać scenariusze w mojej głowie, starając się jak najlepiej i najszybciej pozbyć się dylematu. Potrwało to trochę za długo i Indila posłała mi zakłopotany uśmiech.
- Jeśli nie masz pomysłu to po prostu powiedz! - zachihotała w moją stronę.
- Pfff, oczywiście że mam - burknąłem, czując jak wkurzające ciepło przeleciało po moich plecach, z powodu tego drobnego kłamstwa - Chodźmy. - zakończyłem, wstając i rusząjąc przed siebie z nadzieją że coś wymyślę po drodze. Żeby nie było cicho i biała sunia się nie domyśliła zacząłem temat lekarstw i ziół, ponieważ oboje znaliśmy się na tym. Tłumaczyłem jej o obrażeniach wewnętrznych, a ta kręciła zdziwiona głową, z kolej ona gdy mówiła o jakiś jej specjalnych metodach zamyślałem się wyobrażając jak to może wyglądać i w jaki sposób działać. Rozgadaliśmy się potwornie, wkrótce tracąc poczucie gdzie idziemy, jak długo i jak daleko. Kłapanie naszych pysków uciszyło dopiero zachodzące słońce.
- Gdzie jesteśmy? - zapytała mnie Indila.
- Właściwie... To nie mam pojęcia - mruknąłem szczerze - Musieliśmy zajść dalej niż się spodziewaliśmy przez tą rozmowę. - usprawdliwiłem się.
- Masz rację... A teraz ważniejsze pytanie. - powiedziała w moją stronę - Jak wrócimy? Oboje jesteśmy w sforze niezbyt długo... - mówiła trochę przestraszona. Wetschnąłem, ponieważ pamiętałem to miejsce.
- Właściwie to wiem jak wrócić. W ten sposób dotarłem do sfory. - uspokoiłem ją, obracając. Indila kiwneła i pozwoliła mi prowadzić, a ja ruszyłem w stronę Starej Puszczy, przez którą już raz przeszedłem w poszukiwaniu tego całej psiej sfory. Gdy wchodziliśmy na jej teren było już zupełnie ciemno, co mnie nie przeszkadzało, jednak moja towarzyszka nagle się zatrzymała i odmówiła dalszej wyprawy.
- Coś się stało? - mruknąłem, widząc że Indila patrzy w ziemię.

Indila?

17 sty 2017

Od Ayano cd Dantego

Spojrzałam na psa z góry gdy ten leżał na śniegu. Ten widok był trochę zabawny ponieważ nigdy się nikt mi nie podporządkowywał, a tak to właśnie odbierałam. Postanowiłam to jednak ukazać jakbym odebrała to za normalne zachowanie wobec mnie i po prostu zachowywałam się tak jakby pies przede mną stał. Poza tym jego propozycja wydawała się kusząca, ja mu daje kość, a on jest na moje zawołanie. Spojrzałam jeszcze raz na psa.
- Dam Ci te kości... - cóż dla mnie były bezwartościowe, a nie chciało mi się droczyć. - Ale mam nadzieje, że będę mogła w przyszłości liczyć na twoją pomoc.
- No tak... jestem medykiem.
- Nie o taką pomoc mi chodziło, potrafię walczyć i raczej nie noszę na swoim ciele aż tak wielu ran.
- Może dlatego, że atakujesz słabszych od siebie? - nie odebrałam to jako uszczypliwej odpowiedzi, raczej jak pytanie o moje życie, do którego pozwalałam się czasami wtrącać wielu psom, puki mi to przynosiło korzyści rzecz jasna.
- Takie jest życie, mój drogi Dante. - uśmiechnęłam się lekko.- Jak będę Cię potrzebować to przyjdę. - odpowiedziałam i odsunęłam się od kości by pies mógł je wsiąść. Ten popatrzył na nie kilka chwil i zapytał.
- Pomożesz mi?
Przewróciłam oczami i skinęłam głową, a potem wzięłam część pozostałości ze zwierzęcia.

Dante?

Od Oscara C.D Dakoty

Nagle poczułem gwałtowne uderzenie i z poślizgiem upadłem na bok. Do moich uszu dotarł czyiś nieznajomy głos krzyczący coś co prawdopodobnie miało mnie przestraszyć. Przewróciłem się na plecy i zacząłem wymachiwać łapami, starając się złapać równowagę. Kiedy wreszcie udało mi się to, obrzuciłem wymownym spojrzeniem suczkę która najwyraźniej była sprawczynią tego wszystkiego.
- Zawału prawie dostałem. - uśmiechnąłem się półgębkiem, - Jeszcze chwila a leżałbym nieżywy i miałabyś na sumieniu jedno, niewinne życie.
Suczka prychnęła tylko cicho ale ogon nie przestawał jej się ruszać. Przyjrzałem jej się uważnie - była to "pospolita" psina husky, choć definitywnie wyróżniała się barwnymi oczami (które w pewnej chwili z bólem przypomniały mi matkę) i ... tak. Już myślałem że obędzie się bez większych ode mnie samic, ale nieee. Kolejny okaz płci pięknej większy ode mnie dwa razy bardziej. Żyć nie umierać.
- Jestem Dakota. - przywitała się radośnie. Najwyraźniej musiała dołączyć niedawno, bo mimo że nasiąknęła już zapachem tych terenów, to nigdy jej wcześniej nie zauważyłem. Możliwość bierze się z tego że ustalała to z Brook.
- Oscar, złotko. - wytrzepałem się z resztek ziemi która osiadła na moim futrze na wskutek cudownego ślizgu o drogę. Po tej jakże kreatywnej wymianie zdań nastała typowa dla takich sytuacji cisza, której nie sposób mi było przerwać. Ale jako że chyba oboje nie należeliśmy do osób małomównych, naszym zadaniem było zaproponować coś twórczego do zajęcia.
- Byłaś już na wszystkich terenach? - kiedy suczka pokręciła głową, westchnąłem z ulgą. - W takim razie moim obowiązkiem jest ci je pokazać bo, broń Boże, mogłabyś się zgubić.
- Oby do tego nie doszło. - rzuciła Dakota popychając mnie lekko łapą.
Nie było to może najbardziej zapierające dech w piersiach poznanie, jednak czego można było się spodziewać w tych dosyć komicznych okolicznościach.
- Okej. - dodałem tonem "słuchaj mnie bo ja wiem lepiej", odwracając się w stronę Długiego Pomostu. - To jest most na który raczej nie polecam wchodzić. Z własnego doświadczenia wiem ze to nie jest najprzyjemniejsze uczucie.
- Taak? - uśmiechnęła się tajemniczo - A czemu? - po tych słowach z dumnie podniesionym ogonem wbiegła na stary most który pod jej, co prawda lekkim ciężarem, zachwiał się niebezpiecznie. Dakota jednak najwyraźniej mimo trochę mniej pewnego kroku próbowała utrzymać odważną minę. Przewróciłem oczami i mimo woli potruchtałem za nią.
- Widzisz to? - spytałem dramatycznym głosem wskazując na lekko naderwaną deskę. - Kiedyś postawiłem tu łapę i już nigdy więcej jej nie widziałem.
- Łapy? - uniosła brew i zerknęła na moje nogi.
- Deski. - westchnąłem teatralnie.
Dakota? Pewnie nieźle rozwaliłam twój charakter ale ciii xd

Od Dakoty CD Oskara

Mój pierwszy dzień w sforze. Na cały dzień miałam zaplanowane zwiedzanie. Pierwszym punktem jest Bambusowy Las. No cóż nie trudno będzie go znaleźć, bo w końcu rosną tam bambusy. Jednak okazało się to trochę trudne. Szukałam bowiem lasu przez dwadzieścia minut. Na terenach sfory było bardzo wiele ciekawych miejsc i jakbym mogła to zwiedziłabym dziś wszystkie. Niestety nie miałam aż tyle czasu. Przechodząc obok dużej skały natknęłam na długą ścieżkę. Postanowiłam iść w nią i zobaczyć gdzie mnie zaprowadzi. Idąc tak rozejrzałam się i zobaczyłam bambusy.
- W końcu znalazłam ten las - uśmiechnęłam się i powiedziałam sama do siebie
Ścieżka była na prawdę długa, a w lesie panowała cisza. Nawet ptaki nie śpiewały, a gdybym nadepnęła na coś to echo od razu by się rozniosło po całym terenie. Szłam i szłam, aż w końcu ścieżka się skończyła tak samo jak las. Teraz doszłam do jakiegoś mostu. Spojrzałam na dół i aż zakręciło mi się w głowie gdy zobaczyłam jak tu jest wysoko i co mogło się stać gdyby ktoś stąd spadł. Ponownie spojrzałam przed siebie i gdy się przyjrzałam zobaczyłam jakąś postać. Na pewno był to jakiś pies. Mimo iż był daleko łatwo było rozpoznać zwierzę, które tam stoi. Wtedy zobaczyłam jak wchodzi na most i pomału zbliża się w moją stronę. Wtedy nie miałam już wątpliwości, że to był jakiś pies. Pomyślałam, że fajnie byłoby sobie zażartować i przestraszyć tego psa. Schowałam się obok drzewa, które było blisko mostu. W końcu zwierzę weszło na ziemię z mostu. Był to średni pies lub tez suczka. Widziałam, że wszystko obwąchuje, bo czuje mój zapach. Kiedy się odwrócił szybko wyskoczyłam jak najgłośniej mogłam i krzyknęłam "Buu".

Oskar?

16 sty 2017

Od Indili CD Dantego

Dante powiedział mi,żebym spróbowała.Nie było to takie proste lecz pokiwałam głową i spróbowałam.
Jak tylko zobaczyłam łeb ryby,zanużyłam pysk złapałam w zęby i rzuciłam za siebie.
-Udało mi się!-Wykrzyknęłam radośnie.
-Ciszej trochę!-Uciszył mnie pies.-A widzisz! Nie było to takie trudne,nie?
Przytaknęłam mu i zaczęłam mówić ciszej.Potem Dante złowił rybę.Potem ja..
W taki sposób mieliśmy parę ryb.Zjedliśmy je.Akurat kiszki zaczęły grać mi donośnego marsza,więc dobrze że Dante pokazał mi jak łowić te ryby na zamarzniętym jeziorze.
Uśmiechnęłam się do niego.On do mnie..
Przez chwilę była cisza.Nagle ją przerwałam i go zapytałam:
-Hej to..co teraz porobimy?-Zapytałam z nadzieją że ma jakiś pomysł.

Dante? Sorry że tak krótkie,trochę brak weny :c

Poeta - Wojownik!

"Mój problem polega na tym że angażuje się w to co mnie najbardziej niszczy"

 tumblr
IMIĘ: Jego prawdziwym imieniem jest "Mike", jednakże rzadko się nim przedstawia, dlatego wybrał sobie pseudonim "Poeta".
WIEK: Liczy sobie ok. 4 lat.
PŁEĆ: Samiec.
GŁOS:  Keaton Henson
CHARAKTER: Mike jest bardzo mądrym i porządnym psem. Często się uśmiecha, ale pod uśmiechem kryje się zbolały pysk złamanego psa. Jest trochę nerwowy, ale ma dystans do siebie. Często spędza wolny czas sam. Nie za bardzo umie porozumiewać się w grupie, jest raczej samotnikiem niż duszą towarzystwa, co nie znaczy, że nie podejdzie i nie porozmawia. Jest to śmiały pies, który dzielnie brnie do przodu. Nie przejmuje się życiem innych, nikt go nie obchodzi. Jest przez to trochę egoistą, ale nie odmówi pomocy. Jest według niektórych godny zaufania. Jest zimny dla psów. Potrafi być nieczuły. Często drwi i wyśmiewa, bo "Fajnie jest deptać po kimś, ale już być deptanym nie jest fajnie". Raczej nie widzi siebie jako najlepszy partner. Obawia się, że nie będzie umiał obronić swojej partnerki. Jest dość wredny, ale potrafi być miły dla psów, które zna. Uwielbia muzykę, maluje też nie najgorzej. Nazwano go "Poetą" ponieważ potrafi szybko ułożyć ładny i mądry wiesz. Czasem rzuca cytatami. Potrafi być okrutny i złośliwy. Jest też pamiętliwy i waleczny. A też nie waha się zabić. Jest to dość poważny pies, który ma swoje "śmieszne" dni.
APARYCJA: 
  • Budowa: Jak na jego rasę przystało jest to pies o wysokości 75 cm i ważący 35 kg. Jego sierść jest brązowo-szaro-beżowa. To pies mocnej budowy, którego wygląd przypomina wilka. Ma harmonijną budowę, a choć kończyny jego są dosyć długie, co umożliwia szybki bieg.
  • Znaki szczególne: Posiada wiele blizn, ale są dwie szczególne: jedna na oku, a druga na brzuchu.
  • Rasa: Saarlooswolfhond
STANOWISKO: Wojownik
RODZINA: Mike nigdy nie był w jakikolwiek sposób przywiązany do swojej rodziny, do której należeli wyłącznie psy rasowe.
Matka - Dorothy Calm Before The Storm
Ojciec - Gebe of High Rank
Rodzeństwo - Matthew, Molly
MIŁOŚĆ: ---
HISTORIA: Urodził się w dobrej hodowli Saarlooswolfhond'ów. Ludzie, którzy się zajmowali hodowlą mieli wysokie wymagania co do nowego miotu swoich mistrzów. I rzeczywiście, można powiedzieć, że szczeniaki były idealne. Były dokładną kopią tego co wyobraźnia hodowców im pokazywała. Jeden szczeniak jednak charakterem odbiegał od reszty. Był spokojniejszy, bojaźliwy. Ludzie bali się, że nikt nie kupi tego malca, dlatego w końcu postanowiono, że oddadzą go do zaufanych znajomych jako "pet". Charakter szczeniaka i postanowienia ludzi odbił się na relacjach psiej rodzinki. Dorothy i Gebe nie zwracali uwagi na szczeniaka, traktowali go jak najgorszego omegę. W końcu szczeniaka oddano na wieś do ów znajomych. Tam pies trafił na łańcuch ponieważ ze strachu pogryzł człowieka. Jedynie na noc wypuszczano go do kojca obok obory by pilnował wejścia. Nazwano tam psa "Mike". Gdy pies miał rok przyjechała kobieta z dzieckiem do właścicieli psa. Dziecko podeszło do psa i złapało go za ucho, przez co ten bardzo dotkliwie ugryzł je. Mike znienawidził ludzi. Hodowców - za to, że oddali go tu, właścicieli - za to, że zniewolili go. Nie miał ochoty okazywać im szacunek tak jak jego rodzeństwo. W końcu pewnej nocy wyskoczył z kojca i uciekł. Jego celem było dołączenie do sfory. Po drodze spotkał ranną suczkę i pomógł jej. Ona go trochę odmieniła. Mike stał się spokojniejszym psem. Wena pokazała mu jakie cudowne może być życie psa na wolności. Jednak zabił ją samochód ludzi. Mike odszedł wiedząc, że nigdy już jej nie zobaczy. Żałował, że nie powiedział, że ją kocha. Postanowił też żyć na jej zasadach, dlatego postanowił raczej nie przedstawiać się swoim imieniem, a mówił na siebie "Poeta", tak jak mówiła na niego Wena. Potem znalazł tą sforę.
KONTAKT: TABUN

15 sty 2017

Od Dantego CD Ayano

- Jestem Dante. - przedstawiłem się, odrobinę merdając ogonem. Widziałem całe to zdarzenie, więc zrobienie sobie wroga w kimś takim jak ona mogło się dla mnie skończyć tragicznie. Znałem doskonale swoje ciało, miałem możliwość ją zgubić w biegu, jednak należeliśmy do ten samej sfory więc w nieskończoność bym nie uciekał, chodźbym chciał. Ayano nie wyglądała na zainteresowana rozmową, ja również, ale niezwykle interesował mnie szkielet zwierzęcia, którego przed chwilą rozszarpała na strzępy. Położyłem pysk na ziemi, uważnie patrząc na sunię.
- Przepraszam że przeszkadzam Ci w posiłku. - mruknąłem, czując jak śnieg wpada mi do nosa. - Ale upolowałaś całkiem sporą sarnę. Jest nietypowa. - ciągnąłem dalej, coraz bardziej poważnym głosem, jednak nie podnosiłem łba. - I jestem bardzo zainteresowany szkieletem. - zakończyłem, uważnie wpatrując  się bez mrugnięcia na Ayano.
- Wszystko dokładnie obgryzłam, jak jesteś głodny to idź sam sobie polować. - warknęła na mnie, nerwowo uderzając łapką w śnieg. Położyłem uszy do tyłu, ponieważ właśnie wróciłem znad jeziora i mój brzuch był pełen ryb.
- Słuchaj, Ayano - burknąłem odrobinę zniecierpliwiony. - Nie jestem głodny, ale szkielet tego zwierzęcia może mi posłużyć do mojego stanowiska. - burczałem, jednak nie ponosiłem stanowczo głosu, żeby się na mnie nie zdenerwowała.
- A na jakim jesteś stanowisku? - zapytała, będąc najwyraźniej pewna że blefuję.
- Jestem Medykiem. - odpowiedziałem, stawiając uszy. Dopiero wtedy zorientowałem się, że wciąż mówi obojętnym głosem. Wstałem ze śniegu i okrążyłem ją, przez co naraziłem się trochę, słuchając jej warczenia w moją stronę. Położyłem się bliżej kości, ale wciąż w ten samej odległości od Ayano.
- Jeśli będziesz czegoś potrzebowała zawsze mogę się odwdzięczyć. - zaproponowałem, patrząc na uważny wzrok który analizował każdy mój ruch.

Ayano? Jeśli coś mi się kopneło i drapie o twój charakter to daj znać x.x

Od Dantego CD Indila

Chwilkę się uśmiechneliśmy, po czym wróciłem do swojej zamyślonej głowy. Patrzyłem jak woda powoli opada po soplach w dół, kropelka po kropelce.
- Nie chciałem tak na Ciebie warknąć. - powiedziałem szorstko, ponieważ było mi odrobinę głupio że tak warknąłem że to nie jej sprawa.
- Nie szkodzi, nie chciałam żebyś poczuł się urażony. - odpowiedziała delikatnym głosem, również wyrwana z zamyśleń. Patrzyliśmy na siebię parę sekund po czym postanowiłem przerwać ciszę.
- Chodźmy nad jezioro. Pokażę Ci jak łowić ryby na zamarźniętym jeziorze. - zaproponowałem, ponieważ mój brzuch stwierdził że jestem głodny. Indila uśmiechnęła się i kiwneła główką. Wstaliśmy i ruszyliśmy drogą na skróty przez zaspy. Co jakiś czas traciłem ją z oczu z powodu jej śnieżno-białego ubarwienia, przez co prawie trzy razy dostałem zawału jak wyskakiwała tuż koło mnie, a ja widziałem tylko czarne kropki rzucające się na śnieg zaraz koło mnie. Przebrneliśmy w końcu do celu. Staneliśmy na brzegu, a potem uzgodniliśmy że najpierw sprawdzę grubość lodu, żeby nic nam się nie stało. Gdy byłem już pewny że lód jest odpowiedniej grubości by nas utrzymać powoli wszedłem na zamarzniętą taflę. Indila szła tuż za mną, jednak szybko straciła równowagę.
- Używaj pazurów. - mruknąłem, nie zatrzymując się. Moja towarzyszka przyjeła poradę i podskoczyła zaraz spowrotem w moją stronę, doganiając mnie, a potem powoli ślizgając się dalej. Zrobiłem niedużą dziurę w lodzie, nie krusząc go a zdrapując pazurami, żeby się nie podłamał pod ciężarem. Usiadłem koło przerębli, Indila koło mnie.
- Musisz poczekać a jak zobaczysz łeb ryby, szybko zanużyć pysk i złapać ją w zęby i wyrzucić za siebie na lód. - powiedziałem jej instrukcję. - Spróbuj pierwsza. - zachęciłem ją.

Indila? Dziękuję ^^

Od Dantego CD Brooklyn

Gdy odpoczywałem nagle usłyszałem pisk Brooklyn, a zaraz potem jakieś warczenie. Wybiegłem szybko, żeby zobaczyć co się dzieje. Gdy tylko zobaczyłem ją, zamurowało mnie i nie mogłem się ruszyć. Zobaczyłem czarnego psa, owczarka Malinois, który jak piorun skoczył na Brok i przycisnął ją łapami do ziemi, oboje warczeli, pokazując kły. To zdecydowanie był on - Trafalgar, mój ojciec którego zgubiłem. Z tego całego szoku zdołałem się ruszyć dobiero jak suni udało się uwolnić i odskoczyła od psa.
- Tato, stój! - wrzasnąłem, wybiegając między nich. Ojciec zatrzymał się wyprostował.
- Ma oczy podobne do kogoś mi znajomego. - warknął.
- Jestem córką twojej przyjaciółki, Broken Heart! - zawołała Brok.
- Łżesz! - Trafalgar wyszczerzył kły jeszcze bardziej, gotowy do szarży. Znów zatorowałem mu drogę a on skarcił mnie wzrokiem. Położyłem łeb niżej, kładąc uszy i podkuląjąc ogon, ale cichym głosem wymamrotałem
- Ona mówi prawdę tato. - Jego wzrok trochę odpuścił ze mnie, po czym ponownie warknął w stronę Brooklyn.
- Podobieństwo jest prawdopodobne to tego że mogły być spokrewnione. - odpowiedział, swoim poważnym lekarskim głosem. Dopiero wtedy przypomniało mi się, że w końcu go znalazłem i koniecznie muszę się z nim czule przywitać!
 Zapominając że moja towarzyszka jest tuż za mną pobiegłem w jego stronę i zacząłem ocierać moim łbem o jego szyję i boki, merdając ogonem najmocniej jak potrafiłem. Mój ojciec również merdał ogonen, ale ciągle stał dumnie, wyraźnie zaniepokojony obecnością Brooklyn.
- Znalazłem Cię. - mruknąłem, wtulając się w jego gardło, bardzo przyjemnym głosem.
- Widzę przecież. - syknął mój ojciec, ale widziałem w jego oczach że również bardzo się cieszy. Chciałem mu powiedzieć, że nigdy więcej go nie opuszczę.
- Proszę. - usłyszałem nagle głos Brok - Znałeś moją matkę, prawda? - jej głos wydawał się być niemal błagający.
- Nie twój interes. - warknął mój ojciec, krzywiąc się i szyderczym wzrokiem patrzył na nią z góry. Ja postanowiłem się nie odzywać.

Brok? O co dziada chcesz zapytać?

Od Ayano

Cisza jaka rozchodziła się po mojej jaskini działała uspokajająco. Wczoraj dużo się nachodziłam w poszukiwaniu tego szczeniaka. Zawarczałam cicho na wspomnienie tego wydarzenia. Dodatkowo miałam okazję spotkać dawnego pomocnika - Kun'a. Cóż, te spotkanie nie wyszło mu na zdrowie. Cicho zaśmiałam się do siebie.

Wyszłam ze swojej jaskini i udałam się nad rzekę. Był to dość ciepły dzień jak na tą porę roku, więc nie wahałam się długo by wejść przednimi łapami do wody. Trochę się napiłam i zaraz wyskoczyłam z powrotem na ląd. Wtedy usłyszałam burczenie w brzuchu. Wczoraj zjadłam tylko resztki, więc nie dziwię się, że byłam głodna, ale na głodniaka lepiej się poluje. Pobiegłam więc przed siebie. Moje zmysły podpowiadały, że gdzieś niedaleko są jelenie, które właśnie zmierzały do miejsca gdzie mogą same zdobyć pożywienie. Wiatr wiał mi w pysk, więc to ja czułam jelenie, a one mnie nie. Los mi sprzyja. Przebiegłam jakieś dwa kilometry i znalazłam się na polance gdzie u rogu stała łania ze swoim potomkiem. Zaczęłam się skradać. Gdy byłam już blisko łania uniosła łeb i coś jęknęła do swojego dziecka. Wyskoczyłam z krzaków i rzuciłam się na nią. Ta upadła, a jej młode uciekło w las. Łania próbowała wstać, ale przygniatałam ją swoim ciałem, w końcu zeskoczyłam z niej i zanim zdążyła wstać, złapałam za brzuch i kilka razy szarpnęłam. Zwierzę upadło, chwilę dychało i umarło. Zabrałam się do jedzenia. Wtedy usłyszałam niedaleko szelest. Z tego co wyczułam był to pies ze sfory, do której należę, ale nie chciałam by zabrał mi to co udało mi się upolować, więc złapałam ofiarę za szyję i zaczęłam ciągnąć po śniegu w stronę krzaków. Wtedy usłyszałam.
- Może Ci pomogę?
- Nie dziękuję! - zawarczałam.
- Na pewno, ta łania wygląda na ciężką.
- Na pewno nie potrzebuję pomocy jakiegoś przypadkowego psa!
Dopiero teraz pies chyba zrozumiał, że jestem dość podejrzliwa co do niego, bo więcej mi tego nie proponował. Usiadł gdzieś niedaleko i czekał. Gdy skończyłam jeść spojrzałam w jego stronę. Ten to odebrał chyba jako zaproszenie do rozmowy bo zbliżył się.
- Jak Ci mówią? - zapytał.
- Ayano... - odpowiedziałam trochę niechętnie.
Oscar? Dante? Ktokolwiek?

Od Oscara do Dakoty

Przekląłem w myślach zimę i po raz kolejny wstałem z ziemi. Ile razy wciągu jednej godziny można przewrócić się na lodzie? Niby to normalne, ale kto ma tyle cierpliwości by bez emocji co pięć minut trafiać pyskiem w śnieg.
Westchnąłem teatralnie i szurając łapami po zamarzniętej ścieżce, ruszyłem dalej. Nie powiem, nie było moim marzeniem dostać wieczorny patrol terenów kiedy zimno jest na szczycie swoich możliwości, nie śmiałem jednak marudzić. Kiedy do moich uszu dotarł znajomy szum wodospadów, westchnąłem z ulgą. Przynajmniej w Tropikalnym Lesie będzie cieplej.
I nie myliłem się - śnieg zaczął powoli ustępować parnej mgiełce która oblegała całe obszary sforowej dżungli. Tutaj w zimę pogoda była wręcz idealna - ni gorąco ni zimno. Wciągnąłem słodki zapach rosnących tu kwiatów i ruszyłem wydeptaną dróżką.
Nie minęła chwila a moim oczom ukazał się drewniany, znany już most rozpościerający się nad niższymi partiami lasu. Nigdy nie lubiłem tędy przechodzić, w końcu most jest już stary i nie wiadomo kiedy odpadnie jakaś deska na której niefortunnie postawiłeś łapę. Nie było jednak wyboru - była to najkrótsza ścieżka do Wodospadów a przejście dołem równało się z nieprzyjemnym spotkaniem jadowitych węży i Bóg wie czego jeszcze.
Zacisnąłem zęby i niespokojnym truchtem wbiegłem na drewnianą konstrukcję. Okej... pierwsza deska, druga deska... trzecia... Wróć. Do moich uszu dotarł nieznajomy dźwięk jak i zapach, mieszający się z resztą woni tropikalności.
Podniosłem wyżej nos by móc ponownie wyłapać jakieś oznaki innego życia. Po chwili takowe dostałem - jak i zresztą zobaczyłem. Z drugiego końca mostu zauważyłem czyjąś sylwetkę, definitywnie przypominającą psią. Wstrzymałem oddech nie bardzo wiedząc co zrobić, ale po chwili zdałem sobie sprawę że nie znam tego psa, a on był na moich terenach. Spiąłem mięśnie gotowy do walki.
Dakota?

Od Indilii - Loteria (Lionel)

Każdy w sforze już chyba wiedział że musimy znaleźć szczeniaki Nathalie. Biedna Nathalie. Nie wyobrażam sobie żeby moje szczeniaki zaginęły gdy będę już je mieć.
Ja również chciałam któregoś znaleźć. Zaczęłam szukać w Tajemnym Korytarzu. Szczeniak mógł się zgubić tam czy coś. Przy okazji był to skrót. Obeszłam cały korytarz wołając głupio:
-Haloo! Drogi szczeniaku! Jeżeli tu jesteś, odezwij się! Zabiorę Cię do twojej mamy, Nathalie!
Oczywiście się nie odezwał. Było pusto. A nawet gdyby tu był, wątpię żeby dał jakiś znak.
Przeszukałam jeszcze Tropikalną Zatoczkę. Nic. Zero śladów szczeniaka.
Zaczynałam tracić nadzieję.
To na nic - Myślałam.
Ale się nie poddawałam. Poszłam w końcu do Śnieżnych Gór.
Sprawdziłam pierwszy szczyt, drugi szczyt, trzeci, czwarty, piąty, szósty, siódmy....
I nigdzie go nie było. Już, już miałam iść gdzieś indziej. Ale nagle usłyszałam cichy krzyk:
-Ratunku...Pomocy...Proszę...
Nareszcie! Szybko się rozejrzałam. Ale nigdzie nikogo nie było. Nagle usłyszałam ponowny cichy krzyk:
-Tutaj... W wodzie..!
Przestraszyłam się bardzo mocno. Szybko weszłam do wody, wzięłam trochę powietrza i...zanurkowałam.
Holując szczeniaka, dopłynęłam do brzegu Śnieżnych Gór.Obraz znaleziony dla: mały wilczek
-Nic ci nie jest?-Powiedziałam do szczeniaka.-Nazywam się Indila, zaprowadzę cię do twojej mamy, Nathalie.To ona, prawda?
Szczeniak pokiwał głową i powiedział:
Tak.-W jego głosie nie słychać było drżenia. Dziwne. Dzielny maluch.-Nazywam się Lionel. Wpadłem do wody, a nie umiem pływać.Naprawdę mnie zaprowadzisz do mojej mamusi?
Tym razem to ja pokiwałam głową. Naturalne, że go zaprowadzę. Chyba to logiczne.
-Dziękuję ci.-Dodał Lionel i polizał mnie.
-Nie ma za co.-Uśmiechnęłam się.
Lionel wstał, zachwiał się, ale wstał.
Potem zaczął biegać, dotknął mnie i powiedział "Berek".
-Lionel, daj spokój, nie czas na zabawy.
Jednak nie mogłam się oprzeć jemu uśmiechowi i szczenięcej twarzy. Był taki słodki!
-No dobrze.-Zaśmiałam się.-Berek!
Goniliśmy się przez jakiś czas, ale w końcu powiedziałam mu, że musimy teraz iść poszukać jego mamy.
-Ooo. -Mruknął niezadowolony.- No dobrze. -Rozpromienił się nagle.
Coś mi nie grało..
-Ejejej! Wracaj!-Ryknęłam gdy maluch mi uciekł.- Chcesz się ponownie zgubić?!
-N-nie..-Odpowiedział mi nieśmiało i zaczął płakać.
-Ej...No coś ty...Nie płacz..-Przytuliłam Lionel'a.-Znajdziemy twoją mamę. I twoich braci.-Dodałam.
Wtedy się uspokoił. Mogliśmy ruszyć dalej.
Szliśmy, szliśmy i szliśmy. W końcu Lionel ziewnął.
-Jestem zmęczony.-Mruknął. - Możemy odpocząć?
Westchnęłam. Niechętnie mruknęłam głową. Maluch położył się na kamieniu.
Ja się do niego przytuliłam. Spał przez jakiś czas. W końcu wstał. Mogliśmy iść dalej.

-Indila, kiedy znajdziemy mamę?-Zapytał mnie.
Westchnęłam kolejny raz. Ciężkie pytanie. Nie mam pojęcia. Dla świętego spokoju powiedziałam:
-Już niedługo.
I kolejny raz maszerowaliśmy. Nagle usłyszałam krzyk.
-Linkoln!!!!-To był radosny krzyk.
Nareszcie znalazła się mama.
Ulżyło mi.
-Mamaaaa!!!!!!-Krzyknął równie radośnie szczeniak.
-Byłeś grzeczny?-Zaśmiała się Nathalie.
Szczeniak też się zaśmiał. Ja nie wytrzymałam i też wybuchłam śmiechem.
-Naprawdę nie wiem jak ci dziękować...eee...-Nathalie nie znała mojego imienia.
-Indila. Medyczka.-Nie wiem jak ci dziękować Indila. Znalazłaś moje maleństwo. Dziękuję.-Rozpromieniła się.
Misja wykonana!
Byłam zadowolona .Zostawiłam Lionel'a i Nathalie samych.

Opowiadanie zaliczone! //Oscar