Trochę zakłopotany sytuacją pokiwałem głową na boki. Nie wiedziałem co zrobić w takiej sytuacji, więc siedziałem i czekałem aż Brooklyn puści. W oczekiwaniach jednak trwało to za długo więc po prostu odwzajemniłem delikatnie.
- Zjedź coś - burknąłem, odsuwając się. Brok popatrzyła na mnie chwilę po czym kiwneła głową i poszła coś zjeść. Ja położyłem się tam gdzie wcześniej i patrzyłem przed siebie. Byłem zamyślony i podsumowywałem podjęte decyzje. To było długie parę dni...
- Powinniśmy już wracać. - powiedziała znad jedzenia moja towarzyszka - Nie ma nas już całkiem długo. - dodała, lekko zmarwionym głosem. Wzruszyłem ramionami. Gdy tylko się rozjaśniło ruszyliśmy w drogę, tym razem powoli, ponieważ Brooklyn wciąż kołysała się na nogach. Odmawiała jednak dalszego odpoczynku, więc nie miałem szczególnego wyboru. Musiałem tylko pilnować by nie upadła, ponieważ jej stan był poważny. Szliśmy cały dzień, a mi udało się ją namówić by na noc się zatrzymać i przeczekać najgorszą ciemność. Podczas naszego drzemania, lekko już wybudzony, zauważyłem że zakażona rana bardzo brzydko zaczeła wyglądać. Wstałem natychmiast i korzystając z tego że jeszcze śpi wybiegłem by poszukać odpowiednich ziół. Tylnia łapa bardzo mnie piekła, w końcu ja też jeszcze się nie wylizałem ze swojej nieuwagi. Gdy znalazłem trochę ziół które mogą służyć za opatrunek wróciłem do mojej towarzyszki, która właśnie wstała. Zdziwiła się, że gdzieś poszedłem, jednak ja szybko położyłem zioła koło niej, po czym jedną łapą przytrzymałem jej głowę do ziemi.
- Może zaboleć - powiedziałem niespokojnym głosem, po czym wziąłem w pysk zaostrzony kamyczek, który znalazłem w jaskini której się zatrzymaliśmy. Zacząłem oczyszczać ranę, a Brok leżała z zaciśniętymi zębami i piszczała. Zrobiło mi się jej strasznie żal, jednak wiedziałem że to trzeba zrobić, a gdybym wcześniej jej o tym powiedział, bardzo by się zdenerwowała. Kiedy zabieg doszedł do końca opatrzyłem świeżą ranę i poszedłem się napić.
- Już? - szepneła Brooklyn, ocierając łapkami łzy. - Mogłeś ostrzec - mówiła dalej.
- Nie mogłem - syknąłem, ciągle jednak zmartwiony. - Teraz musisz odpocząc... parę godzin przynajmniej. - odpowiedziałem, a ona popatrzyła przerażona.
- Nie możemy czekać aż tak długo! - warknęła, próbując wstać. Rana była akurat na łopatce, więc nie udało jej się i upadła. Tuż przed tym zdążyłem ją złapać. Westchnąłem, więdząc że będzie próbować wstawać dalej i muszę coś wymyślić. Po chwili powoli wpakowałem towarzyszkę na moje plecy, po czym odrobinę kulejąc ruszyłem w stronę sfory.
- Tylko mi się nie wierć. - ostrzegłem szorstko.
Brok?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Nie wiesz czegoś? Pytaj śmiało!
Pamiętaj również by komentować zalogowany, lub podpisany!