Cisza jaka rozchodziła się po mojej jaskini działała uspokajająco. Wczoraj dużo się nachodziłam w poszukiwaniu tego szczeniaka. Zawarczałam cicho na wspomnienie tego wydarzenia. Dodatkowo miałam okazję spotkać dawnego pomocnika - Kun'a. Cóż, te spotkanie nie wyszło mu na zdrowie. Cicho zaśmiałam się do siebie.
Wyszłam ze swojej jaskini i udałam się nad rzekę. Był to dość ciepły dzień jak na tą porę roku, więc nie wahałam się długo by wejść przednimi łapami do wody. Trochę się napiłam i zaraz wyskoczyłam z powrotem na ląd. Wtedy usłyszałam burczenie w brzuchu. Wczoraj zjadłam tylko resztki, więc nie dziwię się, że byłam głodna, ale na głodniaka lepiej się poluje. Pobiegłam więc przed siebie. Moje zmysły podpowiadały, że gdzieś niedaleko są jelenie, które właśnie zmierzały do miejsca gdzie mogą same zdobyć pożywienie. Wiatr wiał mi w pysk, więc to ja czułam jelenie, a one mnie nie. Los mi sprzyja. Przebiegłam jakieś dwa kilometry i znalazłam się na polance gdzie u rogu stała łania ze swoim potomkiem. Zaczęłam się skradać. Gdy byłam już blisko łania uniosła łeb i coś jęknęła do swojego dziecka. Wyskoczyłam z krzaków i rzuciłam się na nią. Ta upadła, a jej młode uciekło w las. Łania próbowała wstać, ale przygniatałam ją swoim ciałem, w końcu zeskoczyłam z niej i zanim zdążyła wstać, złapałam za brzuch i kilka razy szarpnęłam. Zwierzę upadło, chwilę dychało i umarło. Zabrałam się do jedzenia. Wtedy usłyszałam niedaleko szelest. Z tego co wyczułam był to pies ze sfory, do której należę, ale nie chciałam by zabrał mi to co udało mi się upolować, więc złapałam ofiarę za szyję i zaczęłam ciągnąć po śniegu w stronę krzaków. Wtedy usłyszałam.
- Może Ci pomogę?
- Nie dziękuję! - zawarczałam.
- Na pewno, ta łania wygląda na ciężką.
- Na pewno nie potrzebuję pomocy jakiegoś przypadkowego psa!
Dopiero teraz pies chyba zrozumiał, że jestem dość podejrzliwa co do niego, bo więcej mi tego nie proponował. Usiadł gdzieś niedaleko i czekał. Gdy skończyłam jeść spojrzałam w jego stronę. Ten to odebrał chyba jako zaproszenie do rozmowy bo zbliżył się.
- Jak Ci mówią? - zapytał.
- Ayano... - odpowiedziałam trochę niechętnie.
Oscar? Dante? Ktokolwiek?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Nie wiesz czegoś? Pytaj śmiało!
Pamiętaj również by komentować zalogowany, lub podpisany!