Przekląłem w myślach zimę i po raz kolejny wstałem z ziemi. Ile razy wciągu jednej godziny można przewrócić się na lodzie? Niby to normalne, ale kto ma tyle cierpliwości by bez emocji co pięć minut trafiać pyskiem w śnieg.
Westchnąłem teatralnie i szurając łapami po zamarzniętej ścieżce, ruszyłem dalej. Nie powiem, nie było moim marzeniem dostać wieczorny patrol terenów kiedy zimno jest na szczycie swoich możliwości, nie śmiałem jednak marudzić. Kiedy do moich uszu dotarł znajomy szum wodospadów, westchnąłem z ulgą. Przynajmniej w Tropikalnym Lesie będzie cieplej.
I nie myliłem się - śnieg zaczął powoli ustępować parnej mgiełce która oblegała całe obszary sforowej dżungli. Tutaj w zimę pogoda była wręcz idealna - ni gorąco ni zimno. Wciągnąłem słodki zapach rosnących tu kwiatów i ruszyłem wydeptaną dróżką.
Nie minęła chwila a moim oczom ukazał się drewniany, znany już most rozpościerający się nad niższymi partiami lasu. Nigdy nie lubiłem tędy przechodzić, w końcu most jest już stary i nie wiadomo kiedy odpadnie jakaś deska na której niefortunnie postawiłeś łapę. Nie było jednak wyboru - była to najkrótsza ścieżka do Wodospadów a przejście dołem równało się z nieprzyjemnym spotkaniem jadowitych węży i Bóg wie czego jeszcze.
Zacisnąłem zęby i niespokojnym truchtem wbiegłem na drewnianą konstrukcję. Okej... pierwsza deska, druga deska... trzecia... Wróć. Do moich uszu dotarł nieznajomy dźwięk jak i zapach, mieszający się z resztą woni tropikalności.
Podniosłem wyżej nos by móc ponownie wyłapać jakieś oznaki innego życia. Po chwili takowe dostałem - jak i zresztą zobaczyłem. Z drugiego końca mostu zauważyłem czyjąś sylwetkę, definitywnie przypominającą psią. Wstrzymałem oddech nie bardzo wiedząc co zrobić, ale po chwili zdałem sobie sprawę że nie znam tego psa, a on był na moich terenach. Spiąłem mięśnie gotowy do walki.
Dakota?
Westchnąłem teatralnie i szurając łapami po zamarzniętej ścieżce, ruszyłem dalej. Nie powiem, nie było moim marzeniem dostać wieczorny patrol terenów kiedy zimno jest na szczycie swoich możliwości, nie śmiałem jednak marudzić. Kiedy do moich uszu dotarł znajomy szum wodospadów, westchnąłem z ulgą. Przynajmniej w Tropikalnym Lesie będzie cieplej.
I nie myliłem się - śnieg zaczął powoli ustępować parnej mgiełce która oblegała całe obszary sforowej dżungli. Tutaj w zimę pogoda była wręcz idealna - ni gorąco ni zimno. Wciągnąłem słodki zapach rosnących tu kwiatów i ruszyłem wydeptaną dróżką.
Nie minęła chwila a moim oczom ukazał się drewniany, znany już most rozpościerający się nad niższymi partiami lasu. Nigdy nie lubiłem tędy przechodzić, w końcu most jest już stary i nie wiadomo kiedy odpadnie jakaś deska na której niefortunnie postawiłeś łapę. Nie było jednak wyboru - była to najkrótsza ścieżka do Wodospadów a przejście dołem równało się z nieprzyjemnym spotkaniem jadowitych węży i Bóg wie czego jeszcze.
Zacisnąłem zęby i niespokojnym truchtem wbiegłem na drewnianą konstrukcję. Okej... pierwsza deska, druga deska... trzecia... Wróć. Do moich uszu dotarł nieznajomy dźwięk jak i zapach, mieszający się z resztą woni tropikalności.
Podniosłem wyżej nos by móc ponownie wyłapać jakieś oznaki innego życia. Po chwili takowe dostałem - jak i zresztą zobaczyłem. Z drugiego końca mostu zauważyłem czyjąś sylwetkę, definitywnie przypominającą psią. Wstrzymałem oddech nie bardzo wiedząc co zrobić, ale po chwili zdałem sobie sprawę że nie znam tego psa, a on był na moich terenach. Spiąłem mięśnie gotowy do walki.
Dakota?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Nie wiesz czegoś? Pytaj śmiało!
Pamiętaj również by komentować zalogowany, lub podpisany!