- A idź w chol*rę! - wrzasnąłem w ostatniej sekundzie za nią, pełen wściekłości i żalu, nie wydawało mi się jednak żeby to usłyszała. Chwile stałem dysząc, najeżony w stronę w którą uciekła sunia. Była głupia i naiwna, myśląc, że porzuciłbym własnego ojca, dla jakieś głupiej bandy pod jej przywództwem. Zacząłem przeklinać ją w myślach, jednak poczułem dziwne drżenie łap. Być może powiedziałem za dużo, za ostro dla niej. Z moich przemyśleń wyrwał mnie głos ojca, patrzącego w moje oczy, bez żadnych emocji.
"We feign opulence
just to get by
Put on false confidence
just to feel alive
They cant hur't me anymore
There's nothing left to break of me
There's nothing left to take from me"
Wypowiedział to, nucąc melodię dobrze mi znaną. Popatrzyłem w ziemię, ponieważ straciłem poczucie co powinnienem robić. Zawsze robiłem to, co ojciec mi kazał, wykonywałem każdy jego rozkaz, a dzięki temu czułem że muszę to robić, to co on ode mnie wymaga.Z tego wszystkiego zacząłem się gubić, tracić zmysły. Upadłem na śnieg, nerwowo tarzając się i tłukąc o przypadkowe przedmioty. Trafalgar ciągle patrzył na mnie bez wyrazu oraz nie wypowiedział już żadnego słowa po tym. Kiedy się uspokoiłem trochę, patrzyłem w niego, leżąc wyczerpany, już prawie omdlały.
- Co mam robić? - powiedziałem słabo, czując że oczy skłaniają się ku płaczu. Mój ojciec nic nie odpowiedział, tylko poszedł usiąść pod drzewo. Tak bardzo chciałem już odejść, pójść tam gdzie mnie prowadził tak długi czas. Nie zgubić go po raz drugi, chodzić za nim krok za krok. Podszedłem do niego, powtarzając pytanie, a ojciec wzdechł, wyraźnie poirytowany. Usiadłem przed nim.
- Zrób to z czego są mniejsze konsekwencje Dante. - odpowiedział, prostując się.
- Konsekwecje? - mruknąłem, zaczynając się zastanawiać co miał na myśli.
- Jeśli pójdziesz za mną, ona Cię znienawidzi. Prawdopodobnie. - syknął w moją stronę. - Nie lubiłem Broken Heart gdy się poznaliśmy. Była... problematyczna, przynajmniej dla mnie. - warknął, wspominając to w myślach.
- Więc dlaczego wtedy wstrzymywałeś za nią pościg? - poczułem że się we mnie gotuje. To co mówił Trafalgar nie kleiło mi się w głowie. Skoro miał do niej takie nastawienie, więc czemu naraził swój kark?
- Daj skończyć. - skarcił mnie, a ja położyłem uszy za siebie. - Kiedy ktoś dotrzymuje Ci towarzystwa zaczynasz się przyzwyczajać. Jesteś bardziej gadatliwy, więc nie wiem czemu jeszcze nie pobiegłeś za nią. - na te słowa zrobiłem zdziwioną minę i poczułem że złość znowu mi wraca.
- Bo nie chciałem jej towarzyszyć, ani uziemić się w jakiejś sforze! - warknąłem głośno, patrząc w ziemię oraz na łapy ojca.
- Idiota. - odpowiedział mi spokojnie ojciec, a do mnie dotarło że ma rację. Plan się zmienił wtedy gdy po raz pierwszy się oddaliłem. Poczułem że gorąc wstydu przebiega mi po kręgosłupie.
- Przepraszam ojcze. - wyszeptałem, znów czując że mam łzy w oczach.
- Ja pobiegłem za Broken i to nie raz. Ona za mną też. - dodał, wyraźnie upokorzy tym co sam zrobił. Westchnąłem głośno, po czym wstałem. Przytuliłem się do Trafalgara i chwile stałem w jego cieple. Zawahałem się, ale ostatecznie oderwałem się od ojca i pobiegłem w stronę w którą uciekła moja towarzyszka i ruszyłem za jej tropem na śniegu. Biegłem znacznie szybciej niż ona, więc miałem nadzieję że szybko ją dogonię. Nagle wszystko się zatrzymało, a ja z piskiem upadłem na ziemię. Chwilę ogłuszony leżałem, jednak wstałem najszybciej jak mogłem, a potem popatrzyłem za siebie. Moja łapa utknęła w sidłach. Perfekcyjnie. Warcząc i sklomląc na zmianę uwolniłem się od niepotrzebnego opuźnienia i nie mysląc dużo poszedłem dalej, kulejąc i zostawiając za zobą zakrwiawione ślady. Liczyło się teraz znalezienie Brook i wytłumaczenie całej tej sytuacji. Ku mojemu przerażeniu znalazłem ją - omdlałą na ziemi, brudną od błota i krwi. Strasznie się przestraszyłem i zacząłem sprawdzać jej funkcje życiowe. Była bardzo osłabiona, ale żyła. Wtedy za mną pojawił się mój ojciec, patrząc na mnie z góry. Pomógł mi zapakować Brooklyn na grzbiet i odprowadził do jaskini. Rozpalił ogień tak jak ja poprzednim razem gdy musiałem ogrzać sunię i pomógł mi ją opatrzeć, a następnie opatrzył mnie. Siedziałem do niego przytulony, dopóki nie zapadł mrok i zostawiając mi parę ryb i dwa króliczki odszedł w ciemność lasu, nie obracając się za siebie. Leżałem smutnie wpatrzony, czując jak oczy mi się szklą. Musiałem czuwać nad Brok, była poważnie ranna, oraz doszło do zakażenia jednej rany, a ja nie miałem odpowiednich ziół by tego się pozbyć. Wiedziałem że jeśli zaropieje, będę musiał to oczyścić czymś ostrym, a to nie będzie przyjemne.
Następnego dnia zacząłem od zmieniania opatrunków i wtedy zauważyłem że sunia się wybudza. Odłożyłem ją delikatnie, kładąc koło niej rybę, królika oraz małą misę z wodą, którą zabrałem ze sobą na początku podróży. Odsunąłem się powoli, kładąc po drugiej stronie jaskini z podkulonym ogonem.
Brok? Ojć... Też się rozpisałam troszku :x
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Nie wiesz czegoś? Pytaj śmiało!
Pamiętaj również by komentować zalogowany, lub podpisany!