14 sty 2017

Od Brooklyn cd Dantego

Posłałam mu cień uśmiechu, bo tylko na tyle było mnie w tym momencie stać. Bez słowa ruszyłam w tamtym kierunku. Samiec dorównał mi kroku. Czułam na sobie jego zdezorientowane spojrzenie, ale wciąż uparcie milczałam. Nie mogłam powiedzieć mu o strachu, jaki odczuwałam. Bałam się niepowodzenia, chociaż dużo bardziej stresowałam się tym, że opuściłam tereny Packu zostawiając jedynie krótką wiadomość w swojej jaskini. Głównym celem mojej mamy, jak ostatnio odkryłam, nie jedynym, było znalezienie położenia dawnej sfory i założenie tam następnej edycji. Ona umarła na tych terenach, przerwała swoją ucieczkę, chociaż zapewne wiedziała, że to się tak skończy. Ja zaś opuszczałam je. Czułam się, jak rozwydrzona, niewdzięczna córka, a wyrzuty sumienia malowały mi się na pysku. Jakby tego było mało, wyjeżdżanie krótko po otwarciu swojej sfory było idiotyczne, ba, nawet bardzo! Zatrzymałam się zwalczając ogromną chęć powrotu na ukochane tereny.
 - Brook? - usłyszałam.
Ignorując jego głos wzięłam głęboki wdech i wypuszczając powoli powietrze ruszyłam dalej. Zapewne zwróciłam tym na siebie jeszcze większą uwagę, ale postanowiłam uparcie udawać, że nic się nie dzieje. Pewnie i tak wyśmiałby mnie, albo skarcił, co doprowadziłoby do niepotrzebnej kłótni. Nie mogłam liczyć na wsparcie, mieliśmy inne cele i inny system wartości. Dla mnie najbardziej liczyło się Pack Dog Heaven - jedyne namacalne wspomnienie, jakie pozostało mi po mamie. On zaś chciał odnaleźć ojca mając ogromną nadzieję, że on wciąż żyje. Fakt, zżerała mnie ciekawość i miałam ogromną ochotę dowiedzieć się więcej o mamie, jednak porzucając sforę czułam się winna, zarówno jako jej przywódczyni, jak i córka tej, która chciała owe stado ożywić. Łzy cisnęły mi się do oczu, ale dzielnie nie pozwalałam im ujrzeć światła dziennego. Nie teraz. 
 - Brooklyn.. - tym razem w jego głosie można było wyczuć nutkę zmartwienia, a może mi się tylko wydawało?
Uratowało mnie to, że byliśmy już u stóp ruin. Niemalże wbiegłam do dawno nie odwiedzanego zamku pod pretekstem poszukania jakiegoś tropu. Zmusiłam się do przegonienia nękających myśli, aby skupić się na naszym zadaniu. Im szybciej odnajdziemy jego ojca, tym szybciej wrócimy do sfory. Przyłożyłam nos do ziemi, co pomogło mi stwierdzić, że od dłuższego czasu nie było tu nikogo, prócz jednego osobnika. Spojrzałam pytająco na towarzysza, aby potwierdził bądź zaprzeczył, że był to zapach jego taty. O dziwo zrozumiał mnie bez słów i pokiwał łbem twierdząco. Poczułam dziwny przepływ energii spowodowany tym małym sukcesem. Energii, która dała mi siłę na dalsze poszukiwania i nadzieję, że nasze starania nie są skazane na straty.
 - Dante! - pisnęłam, kiedy pod kamieniem odkryłam zapisany kawałek kartki.

Dante? Wena powracaaa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Nie wiesz czegoś? Pytaj śmiało!
Pamiętaj również by komentować zalogowany, lub podpisany!