Po całej akcji ze szczeniakami w całej sforze zawrzało, nic dziwnego z
resztą. Jak dotąd znalazłem jedynie Ozyrysa, nie paliłem się by szukać
dalej. W końcu w naszej sforze było wystarczająco dużo członków by
reszta wróciła do mamy w krótkim czasie, a mnie ciągle bolały uszy od
niespodziewanego ataku puchatej kulki, gotowej przyprawić mnie o zawał
że zgubiłem ją i muszę szukać jeszcze raz. Nathalie jednak nalegała by
nikt nie poddawał się w szukaniu i pomogli jej znaleźć jej dzieci.
Uznałem że lepiej będzie jak
wybiorę się na mały spacer, do lasu, gdzie przy okazji rozglądaniu się
za zgubami mógłbym trochę odpocząć.W ciszy szedłem przed siebie,
patrząc sobie gdzie mógłbym sobie odpocząć i chodź na krótką chwilę
położyć pysk na ziemi. Wszędzie
roiło się od tropów innych, więc musiałem pójść znacznie dalej w las,
jeśli chciałem mieć chwilę spokoju. Nie mogłem jednak wybrać się
szczególnie daleko, bądź w stronę gdzie mogło zrobić się niebezpiecznie,
ponieważ wyczerpany nie obronię nawet samego siebie. Włóczyłem nogami,
nie wiedząc kiedy będzie dane mi odpocząć. W końcu byłem tak padnięty że
położyłem się, odpocząć pod korzeniami jakiegoś rozrośniętego drzewa.
Nagle
obudził mnie jakiś dziwny pisk. Mruknąłem niezadowolony, ale wstałem by
sprawdzić źródło tego dźwięku. Odzyskałem trochę sił, jednak
zdecydowanie nie mogłem biegać na dłuższe dystanse. Rozglądałem się
dookoła, ponieważ drzewa niosły dźwięk razem ze sobą i ciężej było mi
stwierdzić gdzie dokładnie powinienem szukać. Zanim się zorientowałem
wyszedłem za Starą Puszczę, kierując się kawałek dalej, gdzie las już
był znacznie rzadszy i mniej porośnięty. Nagle na ziemi dostrzegłem
małe wilcze łapki odbite w piasku. Westchnąłem głośno i z irytacją, ale
wiedziałem że muszę iść i pomóc tej puchatej kulce, która
prawdopodobnie była źródłem tego ujadania. Ruszyłem z nosem przy ziemi,
aż dotarłem do małego wilczka, zaklinowanego w drzewie.
Dzielnie
opierała się tylnymi łapkami, próbując ze wszystkich sił wydostać się z
pułapki. Kręciła łebkiem, próbowała przestawić przednie łapki, a nawet
wyrywać się na siłę by tylko móc się wydostać. Ujadała koszmarnie, ale
nie widziałem żeby miała jakieś zadrapania bądź urazy. Podszedłem powoli
od strony jej pyszczka. Troszeczkę się przestraszyła i chwilę patrzyła
na mnie z podkulonym ogonem, ale zaraz wróciła do próby wydostania się z
niekomfortowej sytuacji.
- No już. Pomogę Ci z tego wyjść. -
powiedziałem, starając się o sympatyczny ton głosu, jednak nie byłem
pewien czy w stu procentach mi wyszło tak jak chciałem. Na szczęście
puchata kulka zamerdała do mnie ogonem i z nadzieją popatrzyła swoimi
dużymi, niewinnymi oczkami. Złapałem zębami kark uwięzionego intruza i
delikatnie pociągnąłem do góry. W tym czasie maluch wypchnął się
wszystkimi łapkami którymi mógł i przekręcił łeb na bok, tym samym
uwalniając się z potrzasku. Szczenię popatrzyło na mnie i usiadło tuż
obok mojej łapy, merdając delikatnie ogonem.
- Zgubiłam mamusie. -
powiedziała smutnym głosikiem. - Ja jestem Nanakia - dodała, chodziarz
od tego powinna zacząć. Pokiwałem głową na boki, po czym popatrzyłem na
nią.
- Zaraz Cię do niej odstawimy. - mruknąłem, a ona zamerdała
ogonkiem. Najwyraźniej była już zmęczona, czemu trudno się dziwić,
ponieważ musiała włożyć dużo siły żeby się uwolnić od agresywnego drzewa
które je złapało. Podniosłem ją, po czym zacząłem szukać drogi do Gór.
Zawędrowałem trochę dalej niż mi się zdawało, więc musiałem na nowo
znaleźć trop w stronę sfory, a raczej siedliska. Powoli ruszyłem do
przodu, idąc w przeciwną stronę niż prawie zatarte już ślady w piasku.
Zerwał się wiatr, więc prędzej czy później było pewne że zgubię ten
trop. Ruszyłem z wrażeniem że idę przed siebie, jednak byłem w dużym
błędzie. Moja orientacja w terenie była słaba, szczególnie w tych
rejonach i po chwili ogarnęła mnie dookoła mgła. Nanakia skuliła się
trochę, a ja położyłem uszy i zacząłem się skradać przez krzaki, żeby
nie trafić na jakiegoś przeciwnika. Sam niewiele widziałem, nawet gdy
bardzo się skupiłem. To było powodem, że nagle moja łapa się poślizgnęła
i nim się obejrzałem stoczyłem się w jakiś dół pokryty czymś w rodzaju
śliskiego mułu. Upadłem na kamienne podłożę, a zaraz po mnie na mój
grzbiet wylądowało trzęsące się szczenię.
- Nic Ci nie jest? -
zapytałem, zaczynając oglądać wilczka. Ona pokiwała głową na nie, i
owszem, miała rację, nie miała żadnych obrażeń, po za tym że trochę się
przestraszyła. Podniosłem ją po czym obróciłem się. Trafiliśmy do
jakiejś jaskini, która prowadziła najwyraźniej przez Mglistą Dżunglą.
Rozejrzałem się i dotarło do mnie że nie wejdziemy tą samą drogą co tu
wpadliśmy bo było zdecydowanie za ślisko. Jedyne co pozostało to próba
wydostania się drugą stroną. Gdy tylko ruszyłem, razem ze mną w
powietrze wbiły się nietoperze, które uciekły ze szczeliny koło mnie.
Nanakia piskneła, a ja uśmiechnąłem się delikatnie, ponieważ jak byłem
szczeniakiem też bałem się nietoperzy. Im głębiej szliśmy było coraz
ciemniej, ale i tak mgła na górze była dużo gorsza. Włóczyłem nogami, a
po pewnym czasie położyłem puchatą kulkę na ziemi, by dotrzymywała mi
kroku, a ja mogłem chwilę odpocząć. Szła tuż przede mną, żebym nie
stracił jej z oczu. Nagle ku naszemu zdziwieniu dalej w jaskini było
światło, wyraźnie widoczne. Podniosłem szczeniaka spowrotem, biegnąc w
stronę owego światła. Naszym oczom ukazała się podziemna jaskinia, pełna
kolorowych kryształów, które odbijały między sobą promyk zachodzącego
słońca który wpadał przez nieduże okienko od boku jaskini. Położyłem
Nanakie na półce z odłamanymi kryształkami, a sam podszedłem do okienka i
skopałem je wystarczająco, żebym mógł się przecisnąć. Wróciłem po małą
towarzyszkę, podnosząc ją a następnie przekładając przez okno, a
następnie sam musiałem przecisnąć się przez niewygodne wejście. Dalej
intruz szedł sam przede mną, jako że trafiliśmy do Tropikalnego Lasu i
znałem już drogę doskonale.
Doprowadziłem Nanakie do jej matki,
wilczycy Nathalie. Początkowo nie wiedziałem czemu była zdziwiona, ale
gdy maluch się obrócił, zobaczyłem w jej pysku śliczny, błyszczący
różowy kryształek, którego musiała zabrać z jaskini, a ja - nie zauważyć
tego kiedy stamtąd wyszliśmy.
Opowiadanie zaliczone! //Brooklyn
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Nie wiesz czegoś? Pytaj śmiało!
Pamiętaj również by komentować zalogowany, lub podpisany!