8 sty 2017

Od Cole'a do Nightshade

Przede mną kończył się klif i otwierała się oschłań.
Fale z hukiem rozbijały się dobrych siedemdziesiąt metrów niżej. Z wściekłością atakowały piaszczystą plaże, załamywały się i zmieniały w spienioną kipiel. Mewy krzyczały dookoła. W końcu udało mi się oderwać wzrok od krawędzi urwiska i skupić wzrok na punkcie w wzburzonym Oceanie. Nagle jakbym przeniósł się do innego świata. Oczyma duszy widziałem wszytko.

Godni? Nie. Jak możecie być goni.... Mordercy. Byłem snem, a potem... Hałas i te wszystkie.... Sznurki. Musiałem zabić tego drugiego, "dobrego". Nie chciałem, ale w tym świecie nie zawsze mamy wybór. Jestem gotów.

Jestem wolny. Nic już za sznurki nie trzyma mnie. N I C.

Przebudziłem się. To tylko sen. W dalszym ciągu leżałem na krawędzi urwiska. Księżyc już wzbił się na niebo, które usiane było milionami drobnych gwiazd migoczących na granatowym tle nieba. Ocean. Teraz taki spokojny. Wstałem i przeciągnąłem się. Lekki, ale dość mroźny wietrzyk owiewał moją sierść. Udałem się przed siebie, ścieżką zaraz przy krawędzi. Może mnie gdzieś doprowadzi?

Nightshade?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Nie wiesz czegoś? Pytaj śmiało!
Pamiętaj również by komentować zalogowany, lub podpisany!