–A czy twoim zdaniem wyglądam, jakbym spała? - spytałam spokojnym, melodyjnym głosem.
Nie brzmiało to złośliwie, ani sarkastycznie, ponieważ takie być nie miało. Nie planowałam mu się odgryzać, dużo bardziej wolałam normalną rozmowę, przynajmniej wtedy, kiedy mój humor był neutralny. Kiedy już przychodzi wieczór zaczynam się uspokajać po wygłupach, które również nie pojawiają się u mnie zbyt często. O tym, dlaczego dzisiaj mu odpowiadałam prowokująco rozmyślać zaczęłam zaraz po naszym rozstaniu, jednak doszłam do wniosku, że mam to w genach i czasem poważna i odpowiedzialna Brooklyn musi dać miejsce szalonej i odrobinę złośliwej Broki.
Broki... Całkiem ładny pseudonim. Wielokrotnie zastanawiałam się kto nadał go mojej mamie i dlaczego zdecydowała się nazwać mnie w ten sposób, aby również do mnie pasował. Nie był to ani skrót, ani słowo w innym języku. Ot, taka ksywka, którą moja rodzicielka uwielbiała i mi również się spodobała. Spojrzałam na piękne, rozłożyste drzewo. W przeszłości jej "magiczne miejsce", którego ukryty czar pokazała mi. Po raz kolejny przyłożyłam łapę do kory.
–Zapewne zastanawiasz się, dlaczego tak często tu bywam i ma to dla mnie ogromne znaczenie. - przerwałam ciszę, której wcześniej nawet wiatr nie śmiał zakłócać.
Dante kiwnął łbem twierdząco. W jego spojrzeniu dostrzegłam szczere zainteresowanie. Już nawet nie udawał obojętnego, najzwyczajniej w świecie wytężył słuch gotowy na moją opowieść.
–Bo widzisz... Pokazała mi je specjalna osoba bliska memu sercu... - kątem oka zauważyłam, jak napiął mięśnie, a może mi się tylko wydawało..? –...ponieważ było to jej ukochane miejsce. To tutaj opowiadała mi o swojej przeszłości czasem rozbawiając, innym razem przyprawiając o dreszcze, a jeszcze innym wzruszając do łez. Uwielbiałam słuchać, jak mówi. Była to moja mama... - zaś na te słowa się rozluźnił, tego byłam już pewna –...dzięki której istnieje ta sfora. Należała do niej, do poprzednich edycji i z nią postanowiłam odtworzyć stare, dobre Pack Dog Heaven. Odkąd tylko nauczyłam się chodzić na tyle dobrze, żeby nie wywracać się po metrze, zaczęłyśmy tułaczkę. W jednym miejscu byłyśmy najdłużej dwa, może trzy dni. Wędrówka była dla mnie męcząca, a przez wieczną zmianę otoczenia wszędzie czułam się nieswojo, ale również nauczyłam się żyć w wielu środowiskach, rodzicielka przekazała mi bezcenną wiedzę o przetrwaniu. Wyobraź sobie, że miała cel w naszym ciągłym przemieszczaniu się. Chciała tu wrócić, pragnęła, aby to tutaj był mój dom, nasz dom. Miałyśmy mieszkać razem długo i szczęśliwie ożywiając sforę w międzyczasie. Wszystko szło całkiem nieźle, powoli udawało nam się pozałatwiać wszystko. Cały czas pamiętam jej łzy radości, kiedy odnalazła to miejsce. Jak zapewne zauważyłeś, oprócz mnie nie ma w hierarchii żadnej suki, przynajmniej na razie, chociaż ona miała być moim doradcą, a zarazem wsparciem. Cały czas nie mogę sobie wybaczyć, że tej pamiętnej nocy, kiedy powietrze otruwała zła aura, a przytłaczająca atmosfera wisiała w powietrzu, mama postanowiła spać w oddzielnej jaskini, a ja się na to zgodziłam. Może w innym wypadku udałoby mi się zapobiec jej śmierci, może wtedy jeden z jej licznych wrogów nie odebrałby jej życia? Tego już nigdy się nie dowiem. Pochowałam ją tutaj, przy tym drzewie. Myślę, że jest szczęśliwa. Tutaj wciąż wyczuwam jej obecność, jest tu swoim duchem. Czasem, kiedy wiatr poruszy liśćmi wydaje mi się, że słyszę jej melodyjny głos. Z tego powodu wyryłam w korze napis "Chociaż jej ciało leży w korzeniach, ona wciąż strzeże tego drzewa. Tu spoczywa Broken Heart, aby nadać temu miejscu kolejne znaczenie."
Dante?
Dante kiwnął łbem twierdząco. W jego spojrzeniu dostrzegłam szczere zainteresowanie. Już nawet nie udawał obojętnego, najzwyczajniej w świecie wytężył słuch gotowy na moją opowieść.
–Bo widzisz... Pokazała mi je specjalna osoba bliska memu sercu... - kątem oka zauważyłam, jak napiął mięśnie, a może mi się tylko wydawało..? –...ponieważ było to jej ukochane miejsce. To tutaj opowiadała mi o swojej przeszłości czasem rozbawiając, innym razem przyprawiając o dreszcze, a jeszcze innym wzruszając do łez. Uwielbiałam słuchać, jak mówi. Była to moja mama... - zaś na te słowa się rozluźnił, tego byłam już pewna –...dzięki której istnieje ta sfora. Należała do niej, do poprzednich edycji i z nią postanowiłam odtworzyć stare, dobre Pack Dog Heaven. Odkąd tylko nauczyłam się chodzić na tyle dobrze, żeby nie wywracać się po metrze, zaczęłyśmy tułaczkę. W jednym miejscu byłyśmy najdłużej dwa, może trzy dni. Wędrówka była dla mnie męcząca, a przez wieczną zmianę otoczenia wszędzie czułam się nieswojo, ale również nauczyłam się żyć w wielu środowiskach, rodzicielka przekazała mi bezcenną wiedzę o przetrwaniu. Wyobraź sobie, że miała cel w naszym ciągłym przemieszczaniu się. Chciała tu wrócić, pragnęła, aby to tutaj był mój dom, nasz dom. Miałyśmy mieszkać razem długo i szczęśliwie ożywiając sforę w międzyczasie. Wszystko szło całkiem nieźle, powoli udawało nam się pozałatwiać wszystko. Cały czas pamiętam jej łzy radości, kiedy odnalazła to miejsce. Jak zapewne zauważyłeś, oprócz mnie nie ma w hierarchii żadnej suki, przynajmniej na razie, chociaż ona miała być moim doradcą, a zarazem wsparciem. Cały czas nie mogę sobie wybaczyć, że tej pamiętnej nocy, kiedy powietrze otruwała zła aura, a przytłaczająca atmosfera wisiała w powietrzu, mama postanowiła spać w oddzielnej jaskini, a ja się na to zgodziłam. Może w innym wypadku udałoby mi się zapobiec jej śmierci, może wtedy jeden z jej licznych wrogów nie odebrałby jej życia? Tego już nigdy się nie dowiem. Pochowałam ją tutaj, przy tym drzewie. Myślę, że jest szczęśliwa. Tutaj wciąż wyczuwam jej obecność, jest tu swoim duchem. Czasem, kiedy wiatr poruszy liśćmi wydaje mi się, że słyszę jej melodyjny głos. Z tego powodu wyryłam w korze napis "Chociaż jej ciało leży w korzeniach, ona wciąż strzeże tego drzewa. Tu spoczywa Broken Heart, aby nadać temu miejscu kolejne znaczenie."
Dante?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Nie wiesz czegoś? Pytaj śmiało!
Pamiętaj również by komentować zalogowany, lub podpisany!