14 sty 2017

Od Brooklyn cd Nightshade - Loteria (Frosty)

 - To Tropikalna Zatoczka. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą - Jest to najlepsze miejsce do odpoczywania, szczególnie latem. Woda ma idealną temperaturę do kąpieli. - dodałam po chwili.
Sunia uśmiechnęła się lekko, a ja odwzajemniłam gest. Wtedy do moich uszu dotarło ciche szlochanie. Spojrzałam na Night, a ona przerzuciła wzrok na mnie. Po chwili obie podążyłyśmy w kierunku, w którym było źródło odgłosu. Naszym oczom ukazała się wadera. Natychmiast obnażyłam kły gotowa w razie czego zaatakować, co okazało się niepotrzebne.
 - Pomóżcie mi, proszę! - załkała wadera, wyraźnie załamana.
 - Co się stało? - spytałam delikatnym, spokojnym głosem, który stanowił dość ciekawy kontrast patrząc na moją postawę bojową.
 - Szczeniaki... Piętnaście... Tereny... - mówiła co chwila przerywając, aby zapłakać głośno.
 - Hej hej, wolniej, wyraźniej, nic z twojego bełkotu nie rozumiem. - pokręciłam łbem z dezaprobatą.
Wadera wzięła trzy głębsze oddechy, po czym spojrzała na mnie swoimi mokrymi od łez oczami.
 - Ja... Należę do pewnej watahy, ostatnio z powodu dokuczającego mrozu musieliśmy wynieść się z dotychczasowych terenów, wiele wilków umarło przez ujemne temperatury. Mamy wiele szczeniaków i tylko dwie opiekunki, każda dostała za zadanie upilnować piętnastu maluchów. Idziemy nie wiem który dzień, cały czas nie możemy znaleźć odpowiedniego miejsca, szczególnie, że roi się tutaj od tych pchlarzy. - przewróciła oczami.
Pozwoliłam sobie zawarczeć gardłowo w ramach ostrzeżenia. Była na moich terenach, nie miała prawa nas tak nazywać. Samica chyba zrozumiała swój błąd, ponieważ spuściła wzrok zakłopotana i wymruczała pod nosem ciche przeprosiny.
 - Przejdź do sedna. - poprosiłam lodowatym, nieznoszącym sprzeciwu tonem.
 - Ja byłam już bardzo zmęczona i.. i położyłam się na chwilkę, dosłownie tylko przymknęłam oczy... Zniknęły! Zgubiłam je! Oni mnie wyrzucą! Wywalą na zbity pysk! - załkała - Błagam, pomóżcie mi je odnaleźć! Wynagrodzę wam to, przysięgam! - spojrzała na mnie błagalnie.
 - Zobaczę, co da się zrobić. - odpowiedziałam po chwili namysłu.
Samica kiwnęła łbem na zgodę.
 - Nie oddalaj się stąd, masz być w tej okolicy. - zażądałam - Jak się nazywasz? - dopytałam po chwili.
 - Nathalie. - odpowiedziała, powoli się uspokajając.
 - Dobrze, Nathalie. Mam na imię Brooklyn i jestem alfą sfory Pack Dog Heaven. Porozmawiam z pozostałymi z psiej rady i będziemy głosować. - oznajmiłam.
Po raz kolejny wilczyca wykonała ruch łbem. Odwróciłam się na pięcie. Gestem pokazałam zaskoczonej Nightshade, aby poszła ze mną.
 - Jeżeli możesz, proszę, zwołaj wszystkich członków sfory, ja również będę ich szukać. Chcę widzieć wszystkich w Jaskini Zebrań. - powiedziałam, na co suczka kiwnęła łbem.
Zebranie wszystkich nie było prostym zadaniem. Wprawdzie sfora liczyła dopiero dwunastu członków łącznie ze mną i Night świadomą zbliżającego się zebrania, jednak mimo wszystko zwołanie pozostałej dziesiątki było nie lada wyzwaniem. Kiedy w końcu udało nam się tego dokonać, naradziłam się z Oscarem i Colem, po czym stanęłam na podwyższeniu.
 - Drodzy sforzanie. - zaczęłam przemówienie - Razem z Night trafiłyśmy na pewną waderę, która poprosiła nas o pomoc obiecując nagrodę. Zgubiła piętnaście wilczych dzieci, które miała pod opieką. Zapewne błąkają się teraz na naszych terenach. Apeluję do wszystkich, aby rozpocząć poszukiwania. Gwarantuję, że każdy, kto dołączy się do szukania zostanie wynagrodzony. Wszystkie znaleziska zanoście do Tropikalnej Zatoczki, gdzie czeka spanikowana wilczyca imieniem Nathalie. Do dzieła! Im dłużej tu siedzimy, tym dalej pobiegną maluchy, już nie mówiąc o niebezpieczeństwach, jakie na nie czekają!
Wszystkie psy rzuciły się do wyjścia.
 - Słuchaj, Night, spotkamy się, jak już znajdziemy chociaż po jednym szczeniaku. - poprosiłam.
Samica kiwnęła łbem i również opuściła jaskinię. Podążyłam za resztą i wtedy zdałam sobie sprawę, że mogłam ustalić, kto gdzie ma szukać. Przeklinając pod nosem swoją głupotę udałam się do mglistej dżungli. Byłam niemalże pewna, że nikt nie zapuścił się w te tereny. Otaczająca wszystko mgła skutecznie zniechęcała, oprócz tego gęsta roślinność niemalże nie dopuszczała światła. Westchnęłam cicho. Poruszanie się na ziemi było bardzo ryzykowne, chociaż dużo łatwiej by mi było odnaleźć trop. Mimo wszystko zdecydowałam się na podróżowanie starym, sprawdzonym sposobem, a mianowicie skacząc z gałęzi na gałąź, niczym wiewiórki. Starałam się być najciszej, jak tylko mogłam. Byłam bardzo ostrożna, chociaż większą część uwagi poświęciłam na wytężenie swojego wzroku w poszukiwaniu maluchów.
Wtedy to usłyszałam. Cichy, prawie nie słyszalny, przerażony pisk. Serce zabiło mi szybciej. Przecież maleństwo mogło być w niebezpieczeństwie! Prawdę mówiąc liczyłam na to, że na tym terenie żadnego nie znajdę, a jednak jakieś odważyło się zapuścić na te tereny. Natychmiast odezwał się we mnie matczyny instynkt. Zeskoczyłam z drzewa wciąż nie wydając z siebie żadnego hałasu i najszybciej jak mogłam, oczywiście zachowując nienaruszalną ciszę, pobiegłam prosto do źródła hałasu. Tak, jak podejrzewałam, był nim mały wilczek, którego łapa utknęła w jakiejś dziurze. Kamień spadł mi z serca. Dużo gorzej byłoby, gdyby natknął się na jakiegoś drapieżnika.
 - Cześć, młody. - zaczęłam siląc się na przyjazny, miły i spokojny ton.
Maluch najeżył się i warknął. W jego oczach widziałam przerażenie.
 - Nie bój się, nie zrobię ci krzywdy. Zaprowadzę cię do Nathalie. - kontynuowałam.
Kiedy wypowiedziałam imię wilczycy, młode całkowicie się uspokoiło. Uśmiechnęłam się lekko.
 - Najpierw trzeba będzie cię stąd wydostać, biedaku. Jak się nazywasz? - spytałam jednocześnie uważnie przyglądając się kończynie w potrzasku.
 - Frosty. - powiedział cichutko.
 - Jak długo tu siedzisz? - rozpoczęłam uwalnianie jego łapy z pułapki, w jaką wpadł.
 - Od rana. - pisnął kładąc uszy.
 - Widzisz, nie powinieneś uciekać opiekunce. Wiesz, ile strachu się najadła? - zaśmiałam się cicho.
 - Już nigdy nie ucieknę! - obiecał śmiertelnie poważnym tonem.
 - Mam nadzieję. - mrugnęłam do niego.
Właśnie w tym momencie udało mi się uwolnić łapkę przerażonego wilka.
 - Dziękuję. - powiedział.
Przez chwilę myślałam, że po tych słowach ucieknie, ale malec zrobił coś, co sprawiło, że do moich oczu napłynęły łzy wzruszenie. Podszedł do mnie i objął mnie swoimi malutkimi w porównaniu do mnie łapkami.
 - Nie ma problemu. - powiedziałam - Wskakuj. - wskazałam na swój grzbiet.
Nie musiałam dwa razy powtarzać. Maleństwo ważyło niewiele, więc bez problemu udało mi się razem z nim wspiąć się na drzewo. Kiedy byliśmy na wysokości, usłyszałam jego cichutki głosik.
 - Umiesz chodzić po gałęziach? - spytał z wyraźną nutką podziwu.
 - Tak jest dużo bezpieczniej, wróg na początku nie jest w stanie mnie dostrzec. - przyznałam z dumą.
Lubiłam powtarzać innym to, czego nauczyła mnie mama.
 - Jak to robisz? Nauczysz mnie? Proszę, proszę, proszę! - nalegał.
 - Trzeba mieć dużo siły, żeby dać radę podciągnąć się na łapach i żeby odbić się od podłoża. Musisz dużo trenować. Myślę, że kiedyś sam do tego dojdziesz. - rzekłam nie chcąc przedłużać.
Bardzo chętnie pouczyłabym szczeniaka, jednak w tym czasie równie dobrze mogłabym odnaleźć jeszcze jakiegoś. Czas mijał, a każda sekunda mogła decydować o życiu innego z podopiecznych.
 - Dobrze. Będę! - powiedział to z taką zawziętością i pewnością siebie, że wywołał na moim pysku kolejny tego dnia uśmiech.
 - Wierzę w ciebie, Frosty. - odpowiedziałam, aby dodać mu wiary.
Nathalie & Frosty
Roślinność powoli stawała się coraz rzadsza, a tajemnicza mgła została w tyle. Było to oznaką, iż udało nam się wyjść z mglistej dżungli bez szwanku. Musiałam brać coraz większy rozbieg, aby znaleźć się na kolejnej gałęzi. Zaczęłam obawiać się, że przez przypadek maluch może nadziać się na jedną z nich. Błyskawicznie podjęłam decyzję o zejściu na ziemię. Nie chciałam ryzykować, że coś mu się może stać. Zresztą akurat docieraliśmy do Tropikalnej Zatoczki.
 - Frosty! - usłyszeliśmy uradowany krzyk wadery.
Młody błyskawicznie zeskoczył ze mnie, po czym podbiegł do samicy.
 - Gdzie się podziewałeś? - skarciła go, kiedy czułości poszły na bok.
 - Przepraszam. - pisnął cichutko i wbił wzrok w ziemię.
Ja w tym czasie rozejrzałam się. Z tego, co zauważyłam, znajdowało się tu już parę maluchów co oznaczało, że inni również nie próżnowali. Kątem oka dostrzegłam zbliżającą się w moją stronę Nightshade.
 - Popatrz, coraz więcej młodych udaje nam się znaleźć. - oznajmiła wesoło, a ja pokiwałam łbem na zgodę.
 - Poczekaj chwilę. - poprosiłam i nie czekając na jej reakcję podeszłam do wilczycy.
 - Nigdy więcej nie spuszczaj ich z oka, jasne? Co, jeżeli któremuś stałaby się krzywda? Nie jest to wykluczone, w końcu jeszcze nie udało nam się wszystkich odnaleźć. - syknęłam.
 - Wiem, już nigdy nie pozwolę sobie na to. - odpowiedziała z śmiertelnie poważną miną.
Odwróciłam się na pięcie z zamiarem wrócenia do Night, kiedy coś, a raczej ktoś, uczepił się mojej tylnej kończyny. Spojrzałam na małego wilczka, którym okazał się być Frost.
 - Jeszcze raz dziękuję. Jak się nazywasz? - zapytał.
 - Brooklyn. - odpowiedziałam odczepiając go od swojej łapy, aby przytulić do siebie.
 - Nigdy cię nie zapomnę, Brooklyn. - odwzajemnił uścisk.
Zaraz po tym pobiegł do pozostałych szczeniaków, które grały w berka. Przez myśl przeszło mi, że będę za nim tęsknić. Westchnęłam cicho, po czym wróciłam do suczki, która obserwowała całą scenę.
 - A Ty znalazłaś już jakieś szczenię? - spytałam.

Night?
Jeżeli nie chcesz brać udziału w evencie możesz napisać, że jeszcze nie znalazłaś itp, a jeżeli jednak zechcesz wziąć udział możesz mi odpisać eventem, jeśli chcesz :)

Opowiadanie zaliczone! (dziwnie tak samej sobie zaliczać opowiadania xD)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Nie wiesz czegoś? Pytaj śmiało!
Pamiętaj również by komentować zalogowany, lub podpisany!