8 sty 2017

Od Zuzanny do Cole'a

Chłód. To jedyne co w tym momencie czułam. Śnieg , choć piękny, utrudniał mi poruszanie się , wśród gąszczu gałęzi. Głód również dawał się we znaki.  Dostrzegłam ruch, choć znikomy to łatwo było usłyszeć szelest. Nie mogę tego zepsuć, żołądek mi tego nie wybaczy. Przycisnęłam swe ciało do ziemi i zaczęłam zbliżać się do ofiary. Dostrzegłam parę uszu wystających ponad zaspę. Zapewne zając. W miarę zbliżania się udało mi się dostrzec, że jest ciężko ranny.  Nie przepadam za zabijaniem, no ale taka kolej rzeczy, trzeba skrócić jego cierpienie i nie umrzeć z głodu. Jeden zwinny sus zaskoczył szaraka i dał mi chwycić go za kark. Coś trzasnęło i zwierzę padło bez życia. Zabrałam się za posiłek. Nie był on zbyt obfity,  ale mi dał kilka dni życia dłużej. Do puki mój brzuch nie zbuntuje się , jest dobrze.Ruszyłam w dalszą drogę, a zza drzew wyłaniały się góry, o których opowiadała mi mama. Przystanęłam na chwilę, by nacieszyć oczy tym wspaniałym widokiem i zaplanować dalszą trasę. Postanowiłam ruszyć przełęczą , pomiędzy dwoma szczytami. Wspinaczka nie była łatwa, kamienie osuwały się a śnieg padał prosto w oczy. Nie wiedziałam, czy jestem blisko. W ogóle nie wiedziałam gdzie jestem. Coraz bardziej dokuczało mi zimno , łapy odmawiały posłuszeństwa a głowa pękała od natłoku myśli, które zalały mnie niczym fala. Gdy doszłam w najwyższy punkt przełęczy dostrzegłam niebywały widok. Przepiękne jezioro błyszczało w słońcu a wszystko stało się jakieś takie jaśniejsze. Zaczęłam zsuwać się wraz z śniegiem w dół, jednak napotkałam przeszkodę. Stromy spad uniemożliwił mi dalsze schodzenie tą drogą. Postanowiłam ruszyć wzdłuż , by znaleźć mniej niebezpieczne zejście. Poszczęściło mi się. W oddali błysnęła mi sylwetka psa.
-Ej! Tak ty!- Krzyknęłam widząc, że pies zatrzymuje się- Jak zejść na dół? - Dodałam równie głośno, by osobnik mnie usłyszał. Zanim jednak pies zdołał dojść , ja byłam już w połowie drogi na dół. Ostrożnie postawiłam łapę na kamieniu, który okazał się być mniej bezpieczny niż całe to urwisko. Momentalnie przewróciłam się, a cała sterta śniegu wraz ze mną zsunęła się po ostrych kamieniach wprost pod łapy psa. Biały śnieg zmienił swoją barwę na krwisto czerwoną. Jednak nie zważając na ból , jaki mi towarzyszył postanowiłam spytać psa o drogę.
-Hej! Wiesz może w którą stronę do Pack Dog Heaven- Zapytałam wymachując łapami.
- To już tu-Zaśmiał się samiec. Odetchnęłam z ulgą i położyłam się na zimnym śniegu.
-Dzięki, ułatwiłeś mi życie -Parsknęłam śmiechem i podniosłam się.
-Czy któryś z twoich rodziców należeli do tej sfory?-Zapytał samiec pomagając mi wstać.
-Tak, moja matka, Bursztynka-Podciągnęłam się i otrzepałam śnieg zalegający na moim futrze.
-Tak w ogóle jestem Cole-Przedstawił się spoglądając na mnie.
-Zuzanna, miło poznać- Usiadłam spoglądając na kilkucentymetrową ranę przebiegającą po moim boku.



Coleł? :>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Nie wiesz czegoś? Pytaj śmiało!
Pamiętaj również by komentować zalogowany, lub podpisany!