Przymknąłem oczy próbując uchronić je przed ostrym wiatrem. Niewiele to dało gdyż byłem w odkrytym miejscu mimo że wokół, choć nikłe, rosły drzewa.
Z każdym dźwiękiem odruchowo spinałem mięśnie gotów do ataku. Potem i tak okazywało się że był to przefruwający ptak czy trzask odłamywanej od zimna gałęzi. Wszystko jednak wydawało się dwa razy groźniejsze gdy szedłem przez ośnieżony las, całkowicie na widoku i w dodatku jeszcze sam. Czemu się dziwić - nie wyczuwałem żadnej psiej obecności w przeciągu metrów a nawet kilometrów, ale może to dlatego że był środek zimy i mój nos nie funkcjonował tak jak powinien.
Mimo że minęły już tygodnie od początku mojej samodzielności to wciąż rana była świeża. W mojej głowie dudniła pustka a szok ledwo co zniknął. Wszystko działo się za szybko.
Nagle dotarła do mnie nikła woń. Zwolniłem nieznacznie i przyłożyłem pysk do stwardniałej ziemi. I choć pokaźne płaty śniegu tłumiły zapach to nie łatwo go zapomnieć głodnemu psu.
Gdy tylko wykierowałem tor zwierzyny, ignorując ból przemarzniętych łap, puściłem się biegiem przez oszronione zarośla. Z każdym krokiem woń nasilała się, aż wbiegłem na polankę. Tam z poślizgiem zatrzymałem się i wycofałem do linii drzew, która jako tako chroniła moją obecność.
Na samym środku stały dwa pokaźne zające, które rozpaczliwie zlizywały rosę z świeżo wygrzebanej trawy. Na ich widok musiałem całą mocą powstrzymać burczenie brzucha i spiąłem mięśnie przygotowując się do skoku.
Zające były wystarczająco blisko bym mógł po dwóch skokach znaleźć się tuż przy nich. Dlatego nim się obejrzałem moje łapy, zanurzając się głęboko w puchu, wyskoczyły do przodu. Jeden z leśnych stworzeń wydał z siebie głośny kwik gdy zatopiłem w nim kły.
- Nawet śniadania porządnie nie można zjeść, a już ci kolegę zabijają! - wrzasnął drugi szarak machając mi przed twarzą puszystym ogonkiem i znikając po drugiej stronie lasu.
Przewróciłem oczami, zbywając uwagi dzikich królików i dopiero po chwili zdałem sobie sprawę że dalej trzymam zęby w biednym ciele mojego śniadania. Zaciągnąłem więc swą zdobycz pod krzak, przy okazji robiąc pokaźny ślad na śniegu, i zabrałem się do konsumpcji, której tak mi ostatnio brakowało.
Wszystko byłoby idealnie gdyby nie to że z nieba spadła mi wielka kula futra, wgniatając mój pysk w zmordowanego zająca. Nie oszukujmy się, nie było to najprzyjemniejsze uczucie jakie kiedykolwiek doświadczyłem.
- Wybacz! - usłyszałem czyiś damski głos i jęknąłem gdy wreszcie ciężar spadł z mojej głowy. Przede mną siedziała czarno-biała suczka border collie, wytrzepująca właśnie liście ze swojego futra. Zmierzyłem ją uważnym spojrzeniem choć chyba nie wyglądało to tak poważnie jak sobie obmyśliłem, bo borderka z trudem powstrzymywała się od prychnięcia. Dopiero po chwili zdałem sobie sprawę że mam resztki zająca na pysku, kiedy suczka wspaniałomyślnie wsadziła mi go w jego wnętrzności.
- Od kiedy nie jestem tutaj sam? - spytałem próbując uspokoić mieszane myśli kołatające mi w niegdyś pełnej negatywnych teorii.
<Brook? xd>
Z każdym dźwiękiem odruchowo spinałem mięśnie gotów do ataku. Potem i tak okazywało się że był to przefruwający ptak czy trzask odłamywanej od zimna gałęzi. Wszystko jednak wydawało się dwa razy groźniejsze gdy szedłem przez ośnieżony las, całkowicie na widoku i w dodatku jeszcze sam. Czemu się dziwić - nie wyczuwałem żadnej psiej obecności w przeciągu metrów a nawet kilometrów, ale może to dlatego że był środek zimy i mój nos nie funkcjonował tak jak powinien.
Mimo że minęły już tygodnie od początku mojej samodzielności to wciąż rana była świeża. W mojej głowie dudniła pustka a szok ledwo co zniknął. Wszystko działo się za szybko.
Nagle dotarła do mnie nikła woń. Zwolniłem nieznacznie i przyłożyłem pysk do stwardniałej ziemi. I choć pokaźne płaty śniegu tłumiły zapach to nie łatwo go zapomnieć głodnemu psu.
Gdy tylko wykierowałem tor zwierzyny, ignorując ból przemarzniętych łap, puściłem się biegiem przez oszronione zarośla. Z każdym krokiem woń nasilała się, aż wbiegłem na polankę. Tam z poślizgiem zatrzymałem się i wycofałem do linii drzew, która jako tako chroniła moją obecność.
Na samym środku stały dwa pokaźne zające, które rozpaczliwie zlizywały rosę z świeżo wygrzebanej trawy. Na ich widok musiałem całą mocą powstrzymać burczenie brzucha i spiąłem mięśnie przygotowując się do skoku.
Zające były wystarczająco blisko bym mógł po dwóch skokach znaleźć się tuż przy nich. Dlatego nim się obejrzałem moje łapy, zanurzając się głęboko w puchu, wyskoczyły do przodu. Jeden z leśnych stworzeń wydał z siebie głośny kwik gdy zatopiłem w nim kły.
- Nawet śniadania porządnie nie można zjeść, a już ci kolegę zabijają! - wrzasnął drugi szarak machając mi przed twarzą puszystym ogonkiem i znikając po drugiej stronie lasu.
Przewróciłem oczami, zbywając uwagi dzikich królików i dopiero po chwili zdałem sobie sprawę że dalej trzymam zęby w biednym ciele mojego śniadania. Zaciągnąłem więc swą zdobycz pod krzak, przy okazji robiąc pokaźny ślad na śniegu, i zabrałem się do konsumpcji, której tak mi ostatnio brakowało.
Wszystko byłoby idealnie gdyby nie to że z nieba spadła mi wielka kula futra, wgniatając mój pysk w zmordowanego zająca. Nie oszukujmy się, nie było to najprzyjemniejsze uczucie jakie kiedykolwiek doświadczyłem.
- Wybacz! - usłyszałem czyiś damski głos i jęknąłem gdy wreszcie ciężar spadł z mojej głowy. Przede mną siedziała czarno-biała suczka border collie, wytrzepująca właśnie liście ze swojego futra. Zmierzyłem ją uważnym spojrzeniem choć chyba nie wyglądało to tak poważnie jak sobie obmyśliłem, bo borderka z trudem powstrzymywała się od prychnięcia. Dopiero po chwili zdałem sobie sprawę że mam resztki zająca na pysku, kiedy suczka wspaniałomyślnie wsadziła mi go w jego wnętrzności.
- Od kiedy nie jestem tutaj sam? - spytałem próbując uspokoić mieszane myśli kołatające mi w niegdyś pełnej negatywnych teorii.
<Brook? xd>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Nie wiesz czegoś? Pytaj śmiało!
Pamiętaj również by komentować zalogowany, lub podpisany!