11 sty 2017

Od Dantego CD Brooklyn

W ciszy ruszyłem za nią, kłapiąc pyskiem żeby złapać trochę cieplejszego powietrza w pysk. Byłem zmęczony i zmarźnięty, więc nawet nie miałem ochoty zrobić nic innego jak pójść spać. Włóczyłem łapy za sobą, z wrażeniem że są strasznie ciężkie. Wiedziałem że to mój limit. Gdy dotarliśmy do gór, zawinąłem się szybko w stronę swojego legowiska.- Dobranoc - rzuciłem i bez poczekania na odpowiedź poszedłem w swoją stronę. Gdy dotarłem zawinąłem się w kłębek i poszedłem spać.
Obudziłem się w środku nocy. Idealnie, pochwaliłem się w myślach. Bardzo cicho wyszedłem z mojego ciepłego kąta i powoli opuszczałem góry, uważając żeby nikogo nie obudzić. Gdy tylko byłem w bezpiecznym miejscu ruszyłem jak strzała przed siebie, patrząc na lekko zatarte ślady w śniegu. Dobiegłem do dziwacznego drzewa, przy którym poprzednio zatrzymała się Brooklyn. Powoli wysunąłem łeb do przodu, obwąchując drzewo powoli dookoła. Bywa tu codziennie? Żeby nie bezcześcić miejsca które dla suni wyraźnie było ważne pobiegłem dalej, nad jezioro. Nie wchodziłem na taflę wody, a jeszcze raz je okrążyłem. I jeszcze raz. I jeszcze raz. Czułem znajomy zapach, który bardzo mnie interesował. Chodziłem dookoła jeziora i kopałem w losowych miejscach, niezbyt głęboko tylko na tyle ile musiałem odkopać trochę śniegu. Niestety, nic nie znalazłem, a zapach zaczął słabnąć. Położyłem uszy i powolnym krokiem zacząłem wracać całą drogę do Gór. Po drodze znowu minąłem dziwne drzewo. Starałem się przyjżeć co było wydrapane na korze drzewa, gdy nagle poczułem obecność charakterystycznej osoby za plecami.
- Nie śpisz? - powiedziałem cicho, bo złapała mnie w najgorszym miejscu w jakim mogłem się zatrzymać.

Brook?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Nie wiesz czegoś? Pytaj śmiało!
Pamiętaj również by komentować zalogowany, lub podpisany!